środa, 13 lipca 2016

Rozdział 17: To już przeszłość


How could this happen to me
I've made my mistakes
Got nowhere to run
The night goes on
As I'm fading away
I'm sick to this life
I just wanna scream
How could this happen to me

                                    ~ Simple Plan   


PRZECZYTAJ NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM!


***

     Księżyc oświetlił nam drogę.
   - Nigdy nie mówiłeś, ile trwa na zawsze.
   - Bo nigdy nie pytałaś. 
Uśmiechnęłam się ciepło. Te słowa były takie nierealne, a ja naiwnie w nie uwierzyłam. Uwierzyłam w nie tak mocno, że nie byłam przygotowana na mocny cios, który zadało mi życie.
   - A więc teraz mi powiesz? - zapytałam, patrząc na niego z miłością. Szliśmy brzegiem morza, ciepły piasek niewinnie otulał nasze stopy. Nasze splecione dłonie lśniły razem w złotym blasku gwiazd i nie było mocy, która mogłaby je rozdzielić. A przynajmniej nie wtedy.
   - Na zawsze to też po śmierci. Do końca życia, i jeszcze dłużej. - Zatrzymaliśmy się i pamiętam, że wtedy spojrzałam w jego oczy, jakby to był ostatni raz, chociaż dopiero co usłyszałam słowa, że na zawsze to też po śmierci. Posłał mi jeden z tych uśmiechów, który objął także oczy i był zarezerwowany tylko dnia mnie. Moje serce zabiło szybciej, tak, jakby za chwilę miało przestać, ale w tamtym momencie już się tego nie bałam, bo nawet gdybym umarła, to i tak bylibyśmy razem. 

***

   - Kochanie, nie jesteś zmęczona? - pyta Leon, kładąc się obok mnie. Jest godzina 01;10, a ja leżę na kanapie w salonie i oglądam telewizor. 
   - Jestem, ale nie mogę zasnąć. - Mówię i patrzę w jego szmaragdowe tęczówki, lśniące w ciemności.
    - Wiesz, znam fajny sposób na dobry sen... - mówi i kładzie swoja rękę na moim udzie. Jego słodki uśmiech zamienia się teraz w krótki śmiech. Widzę pożądanie w jego oczach.
    - Nie mam siły, poza tym Ludmiła i Fede są w domu.
     - A myślisz, że oni co robią? - pyta zirytowany, patrząc na mnie pełnym nadziei wzrokiem. Jego dłoń przesuwa się po moim udzie coraz wyżej. Przymykam na chwilę oczy.
     - Leon, przestań - upominam go. Wyłączam telewizor. Odwracam się na drugi bok i przykrywam kocem. Szatyn już nic nie mówi, tylko przytula się do moich pleców, obejmuje mnie ramieniem i delikatnie całuję tył mojej głowy. Pomieszczenie wypełniają jedynie nasze oddechy i spokojne bicia serc.
     - Leon... - szepczę.
     - Tak?
     - Kocham cię - przytulam się do niego jeszcze mocniej. Pomimo panującej ciemności czuję, jak się uśmiecha.
     - Ja ciebie też. - splata nasze dłonie pod kocem. - Najmocniej na świecie.

***

     Byliśmy tu nie pierwszy raz, ale to miejsce miało w sobie coś, przez co nigdy nie chcieliśmy do niego wracać. Ale jak widać przeznaczenie często mija się z tym, czego tak naprawdę pragniemy. Znowu tam pojechaliśmy. W to samo miejsce, na ten sam piasek, z tymi samymi palmami, tym samym morzem i tym samym niebem. Ale wtedy nie było tak samo. Było inaczej.
     Radość, która niegdyś rozpalała nasze serca teraz utonęła właśnie w tym morzu. I nie ważna już była żadna chwila, nawet ta najpiękniejsza. Gdybym wiedziała, że tamten raz będzie ostatnią minutą szczęścia, nigdy bym tam nie wróciła. 
     Blask wspomnień jeszcze się tli, ale to i tak już zamknięty rozdział. 
     Cisza stała się nieco irytująca więc postanowiłam ją przerwać. Nie wiedziałam jedynie jak. Leon położył się na ciepłym piasku. Dostrzegłam na jego twarzy uczucie, którego nigdy wcześniej nie widziałam. To była złość połączona z niesamowitym smutkiem i żalem. W jego oczach lśnił blask bezradności.
   - Leon... - zaczęłam. Przeniósł swój wzrok na mnie. - Co się stało? - zapytałam po chwili. Nie przestawałam na niego patrzeć. W końcu usiadł i westchnął głośno. Wpatrywał się w piasek, a potem we mnie. Spojrzał na mnie wzrokiem pełnym współczucia. Złapał moją dłoń i po raz pierwszy od bardzo dawna dostrzegłam w jego oczach łzy. Łzy, które więził w sobie przez kilka miesięcy. Nie odzywałam się, zabrakło mi słów. Miał mokre policzki i oczy całe czerwone. Mocniej ścisnął moją dłoń i w końcu rzekł:
   - Violu, skarbie... Jest coś, o czym muszę ci powiedzieć - Jego głos był tak słaby, że prawie go nie poznałam. Pierwszą myślą, jaka przyszła mi do głowy było to, że może mnie zdradził, albo zrobił coś jeszcze gorszego. Wtedy myślałam, że nic gorszego nie mogłoby się wydarzyć. Ale chwilę potem przekonałam się, że świat może skończyć się w ułamku sekundy. 
     Patrzył w moje oczy tak intensywnie, tak mocno. A ja wciąż milczałam. Czekałam, aż on odezwie się pierwszy. Nie musiałam długo czekać, żeby po chwili pożałować, że ta cisza została przerwana. 
   - Wyjeżdżam.
     Mój świat właśnie się skończył.

***
   
     Budzę się z szybko bijącym sercem, jednak kiedy dostrzegam Leona, od razu się uspokajam. Leży obok mnie i śpi. Jego włosy są nieułożone i wygląda przez to uroczo. Ludmiła i Federico na pewno poszli do pracy, więc jesteśmy sami w domu.
      Wstaję z kanapy i kieruję się do łazienki w celu doprowadzenia się do porządku. Kiedy wychodzę, Leon już nie śpi. Przenosi spojrzenie na mnie i uśmiecha się delikatnie, przez co mogę dostrzec urocze dołeczki na jego policzkach.
   - Jak się spało? - pyta po chwili.
   - Miałam dziwny sen - odpowiadam i dopiero teraz dociera do mnie, co tak naprawdę mi się śniło.
   - A co ci się śniło?
   - To, że wyjechałeś - Widzę dziwne uczucie, tańczące na niego twarzy. Jakby wspomnienie o jego błędzie z przeszłości bardzo go bolało.
   - Na szczęście to już przeszłość - Uśmiecha się nerwowo. Podchodzę do szatyna i delikatnie całuję jego miękkie wargi.
   - Wiem - Uśmiecham się, ponownie całując jego usta.

***

     Na dworze pada deszcz. Siadam na kanapę, znudzona tym dniem. Niebo jest zachmurzone. Blade słońca rzuca swą poświatę, rozjaśniając malutki kawałek ziemi. Wolę ciepłe dni, kiedy jest 35 stopni i nie pada deszcz. Lato już prawie się kończy. 
     Leon musiał wrócić do domu, żeby załatwić kilka spraw dotyczących jego firmy, więc zostałam sama. Ludmiła wraca do domu dopiero za godzinę, a Fede pojechał do kolegi. Chwytam do ręki książkę, żeby choć na chwilę stracić poczucie czasu. Mija 15 minut, a ja nie mogę skupić się na lekturze. Burza przemyśleń znowu włada moim umysłem. Właśnie dlatego nie lubię być sama. Nigdy nie mogę zapomnieć o tych złych rzeczach. 
     Pogoda na zewnątrz jest jeszcze gorsza niż przed chwilą. Silny wiatr kołysze koronami drzew. Zaczynam zastanawiać się nad swoim snem, który zostawił po sobie ślad niepewności. To wszystko było takie realne i tak bardzo przypominało mi sytuację sprzed trzech lat. Ufam Leonowi i wiem, że to się już nigdy nie powtórzy, ale dużo razy się na nim zawiodłam. Pamiętam, jak kiedyś obiecywał, że nigdy mnie nie zostawi. Złamał obietnicę w najgorszy możliwy sposób. Kiedyś byliśmy najszczęśliwszą parą na świecie, ale nic nie trwa wiecznie. Wszystko miało być dobrze, ale pewnego dnia los napisał na niebie, że musimy się rozstać. I tak też się stało.
    Na szczęście to już przeszłość.

*** 

Hej, witajcie...
Jest tu jeszcze w ogóle ktoś?
Tak wiem, znowu zostawiłam was na 2 miesiące,
i nie wiem jak mam to wytłumaczyć.
Naprawdę nie miałam weny na to
opowiadanie, 
a jak widzicie ten rozdział też nie 
wyszedł najlepiej.
W ogóle mi się to nie podoba.
Jak widzicie dzisiaj dużo wspomnień
i dziwny sen Vilu. 
Mało Leonetty ale w następnym będzie więcej (chyba).
Opowiadanie będzie miało 
do 20 rozdziałów,
jednak jest też możliwość, że 
18 rozdział będzie zakończeniem tego 
opowiadania. 
Przepraszam, że tak długo mnie nie było.
Mam już pomysł na nowe opowiadanie
tylko nie wiem, czy będę je tu pisać.
Jeżeli to czytacie to zostawcie 
komentarz, żebym wiedziała ile 
was jest :/
Na pewno nie skończę z pisaniem, 
ale nie wiem, czy dalej będę prowadzić tego bloga.
Mam też inne opowiadanie na 
wattpadzie o zupełnie innej tematyce
i pisanie go też zajmuje mi czas.
Jeszcze raz ogromnie was przepraszam
i mam nadzieję, że ktoś jeszcze jednak tu został :/

Uwielbiam was ;)
Believe ;*

sobota, 28 maja 2016

Rozdział 16: Miliony uczuć


Tell them all I know now
Shout it from the roof tops
Write it on the sky line
All we had is gone now 
Tell them I was happy
And my heart is broken
All my scars are open
Tell them what I hoped would be
Impossible

                                    ~ James Arthur   

***

     Pamiętam to jak dziś. Księżyc świecił dumnie na niebie pośród miliona gwiazd. Usiadłam obok Leona, a on objął mnie ramieniem. Cichy szum morza dotarł do moich uszu, a wiejący wiatr otulił twarz, będąc niezwykłym ukojeniem. Oparłam się o tors szatyna. Piasek był jeszcze gorący. W powietrzu unosił się jedynie szept ciszy. Nie wiem dlaczego, ale nagle moje serce zaczęło bić szybciej. Jakby to wszystko miało się za chwilę kończyć. Jakby czar, nazwany niegdyś życiem mógłby za chwilę prysnąć, a cienka linia, na której układaliśmy wszystkie plany i nadzieje - pęknąć. Spojrzałam w niebo. I wtedy wszystko stało się jasne. Wszystko znów miało sens. Nie wiem jedynie dlaczego. Kilka łez spłynęło po moich poliku. Pamiętam, że tamtej nocy nic nie było takie samo. Żadna gwiazda, żaden szept. 
     A najbardziej zmieniło się moje życie. 
     Dostrzegłam na niebie spadające gwiazdy i nie umiem nawet opisać, jak bardzo się wtedy zdziwiłam. Zawsze wierzyłam w magię, więc postanowiłam pomyśleć życzenie. Ale potem zrozumiałam, że moje życzenie już dawno się spełniło. 
     Miałam Leona, a on miał mnie. Wtedy skończyły się wszystkie smutki, wszystkie żale, a złe chwile odeszły w niepamięć. Już wszystko miało być dobrze. Tak bardzo w to wierzyłam. 
     Nie pomyślałam tylko, że szczęście też się kończy.

     Budzę się i głęboko wdycham powietrze. Podnoszę się szybko i rozglądam dookoła. Obok mnie leży Leon, który najwidoczniej się obudził. Zegar wskazuje godzinę 03;03. Patrzę na niego, a moje serce bije tysiąc razy na sekundę. Ten sen miał w sobie tyle prawdy, jakbym żyła jeszcze gdzieś indziej, w innym świecie. Mój oddech jest niespokojny, lecz nie wiem dlaczego. To tylko sen, który nie powinien się już nigdy powtórzyć. Chciałabym, żeby się powtórzył.
   - Kochanie, co się stało? - pyta w końcu Leon. Jego szmaragdowe tęczówki lśnią w ciemności i dostrzegam w nich błysk troski i zmartwienia. 
   - Nic, po prostu... - Sama do końca nie wiem, co mi się stało. Nie rozumiem, dlaczego zwyczajny sen może przywiać ze sobą tyle wątpliwości i przemyśleć. - Miałam dziwny sen. - mówię jakby do siebie, lecz wiem, że Leon i tak mnie usłyszał. - Chodźmy spać - Uśmiecham się i kładę głowę na poduszkę. Szatyn już nic nie mówi, tylko obejmuje mnie swoim ramieniem, a ja mocno wtulam się w jego nagi tors. Zamykam oczy, choć wcale nie chce mi się spać. Wzdycham głośno ostatni raz. I zasypiam. 

***

   - Leon! - szturcham go, kiedy widzę, jak patrzy na jakąś dziewczynę, przechodzącą obok. 
   - Tak? - pyta, udając, że nie wie o co mi chodzi. Uśmiecha się niewinnie, delikatnie muskając moje usta. Posyłam mu zdenerwowane spojrzenie, puszczam jego rękę i chcę odejść, ale on jest szybszy i ponownie chwyta mnie za nadgarstek przyciągając do siebie. - Nie uciekniesz mi - szepcze uwodzicielsko. Czuję jego dłoń niewinnie spoczywającą na moich pośladkach. 
   - Skąd ta pewność? - śmieję się.
   - Bo tak naprawdę nawet nie chcesz uciekać - mówi, pewny siebie. Czuję dziwne uczucie podniecenia. Jego głos jest taki seksowny. Stoi blisko mnie, i czuję jego mięśnie, ocierające się o mój brzuch. Uśmiecha się zwycięsko, a ja nie mówię nic, tylko patrzę na niego z ogromnym pożądaniem i gdyby nie to, że jesteśmy w parku, już dawno leżałabym pod nim.
     Postanawiam też się uśmiechnąć. Nasze spojrzenia się spotykają, a ja zaczynam rozumieć, że mogłabym patrzeć w jego oczy całą wieczność i dostrzegać w nich różne krajobrazy, uczucia i cały świat. 
     Zamykam oczy. Szatyn łączy nasze usta w delikatnym pocałunku. Oplatam dłońmi jego szyję i teraz jeszcze bardziej pragnę wrócić do domu. Moje serce zaczyna bić szybciej, kiedy nasze języki łączą się i zaczynają ze sobą walczyć. Ten pocałunek jest jak ostatnia kropla wody, ugaszająca ogień pragnienia; jak cichy wiatr, przywracający do życia wszystko co jest wokół; jak spadająca gwiazda, która składa w sercu obietnicę i zostawia nadzieję. 
     W ułamku sekundy wybaczam mu wszystkie błędy, a było ich miliony. Przecież każdy z nas jest tylko człowiekiem. 
     Odrywamy się od siebie, a ja ponownie czuję, jak moja dusza zostaje wskrzeszona przez miliony uczuć. 

***

Hej, witajcie ^^
Jak widzicie rozdział jest trochę krótszy od pozostałych,
ale po prostu nagle, pisząc to, wena mnie 
opuściła xD
Tak w ogóle dałam gifa z Titanica bo mega
mi się spodobał xD

Dziękuję za wszystkie komentarze, 
mam nadzieję, że wam się podoba <3
Do następnego ;)
Believe <33



     

środa, 4 maja 2016

Rozdział 15: Sens naszego istnienia


Forever young,
I want to be forever young 
Do you really want to live forever
forever or never

                      ~ Alphaville

***

     Nie wiem, która godzina. Jedynym zegarem jest teraz księżyc, który świeci mocno wśród gwiazd. Mogłabym jechać tak wiecznie, nigdy się nie zatrzymując i mając przy sobie jedynie Leona. Szczęście jest tak blisko, a tak trudno je złapać. Czasami pływa wśród chmur, a czasem przywiewa je silny podmuch wiatru. 
     Zatrzymujemy się i silnik motoru cichnie. Leon pomaga mi zejść i dopiero w tym momencie, w momencie, kiedy łapie mnie za rękę czuję, jakie to miejsce jest magiczne. 
   - Pamiętasz, jak kiedyś w każdy weekend przyjeżdżaliśmy tu we czwórkę? - pyta, tonąc we wspomnieniach. Rozgląda się dookoła, podziwiając miejsce, które zostawiło w sercu jedynie rozmyty ślad sentymentu i cichy szept nostalgii.
   - Jak mogłabym zapomnieć? - Uśmiecham się smutno, patrząc przed siebie. Obraz wspomnień pojawia się przed moimi oczami, przysłonięty delikatną mgłą tęsknoty.
   - Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś to powtórzymy - mówi Leon, głosem, który nie zdradza ani jednego uczucia, jednak ja doskonale wiem, co teraz czuje. Choć oboje wiemy, że to co było, już nie wróci, to i tak gdzieś daleko, w najciemniejszych zakamarkach umysłu odzywa się aksamitny głos nadziei. I w tym właśnie momencie zdaję sobie sprawę z tego, że mogłabym zrobić wszystko, aby przywrócić dawne dni, które powoli odchodzą w niepamięć. Chciałabym zrobić wszystko, aby zapamiętać każdy uśmiech, wywołany wschodzącym słońce, zapisać w pamięci umierające wspomnienia, językiem, którego nie rozumiałby nikt, oprócz nas. 
     Ale to niemożliwe. 

***

    
     Lato zbliża się z każdym dniem. Wieczory są coraz cieplejsze, a słońce chowa się za horyzontem dopiero po dwudziestej pierwszej. 
     Leon wychodzi z kuchni, trzymając w ręku szklankę z coca-colą i kilkoma zimnymi kostkami lodu. Biała koszulka na ramiączkach lekko opina jego mięśnie, co sprawia, że przygryzam dolną wargę. Mężczyzna przeczesuje palcami swoje aksamitne włosy i uśmiecha się do mnie cwanie. Podaje mi szklankę i siada obok. Obejmuje mnie ramieniem i delikatnie całuje policzek. Doskonale wiem, jakie myśli krążą teraz po jego głowie, ale postanawiam nie reagować. Nic się nie stanie, jeśli trochę go zdenerwuję. Kładę dłoń na udzie Leona i zaczynam je delikatnie głaskać. Mam ochotę roześmiać się na widok jego miny. 
     Federico schodzi po schodach. W jego oczach płoną ogniki złości, a przez twarz przebiega cień smutku. Zastanawiam się, co może być powodem jego zdenerwowania. Ludmiła została wczoraj na noc u Vanessy, ale powinna już wrócić. 
   - Coś się stało? - pytam, a brunet patrzy w moją stronę, lekko zdezorientowany.
   - Wszystko... w porządku - Jego twarz łagodnieje. Usta wyginają się w delikatnym uśmiechu i tym razem jest to uśmiech, który obejmuje także oczy. Federico znika za ścianą kuchni. Słyszę dźwięk stuknięcia szklanki o stół. Nie rozumiem, dlaczego ludzie ukrywają swoje uczucia. Pod słowami ,,Wszystko w porządku", albo ,,Jest okej" kryją się najgorsze uczucia - smutek, złość, zdenerwowanie, bezsensowna nadzieja - a potem niszczą od środka; cicho, powoli, niezauważalnie. 
     Patrzę na Leona. Uśmiecha się lekko i wstaję z kanapy. Kieruje się w stronę kuchni, zapewne po to, aby porozmawiać z Federico. Wzdycham cicho. 
     Czasami mam wrażenie, że życie jest zbyt trudne, aby ktokolwiek był w stanie przetrwać je do końca. To straszne. Wszyscy zaczynamy tak samo i kończymy tak samo. Rodzimy się, by potem umrzeć, zostawiając wszystkie swoje osiągnięcia, zrealizowane plany, marzenia. Zostaje po nas jedynie smutek, żal i bolące wspomnienia. A na koniec odchodzimy w niepamięć. Zagubiona, być może szczęśliwa dusza błądzi gdzieś w galaktyce, z góry patrząc na odległy świat. Dlaczego tak trudno jest znaleźć odpowiedź na pytanie ,,Jaki jest sens naszego istnienia?".

***

     Leon rozmawiał z Federico przez pół godziny, więc postanowiłam pójść do swojego pokoju. Słyszę delikatne pukanie do drzwi, w którym po chwili staje szatyn. Zamykam swój czarny notes i odkładam go na małą szafkę obok łóżka.
   - I co z Fede? - pytam. Patrzę na mężczyznę, który zatrzymuje wzrok na dużym oknie z widokiem na ulice Nowego Jorku. 
   - Powiedział, że relacje między nim a Ludmiłą są coraz gorsze. I że zawsze się stara, a ona tego nie docenia. 
     Zaciska usta w cienką linię. Kieruje swoje błyszczące spojrzenie w moją stronę. W jego oczach błyszczą ogniki zwątpienia, jakby za bardzo przejął się tym, co powiedział Federico.
   - Porozmawiam z Ludmiłą. Chociaż myślę, że nie powinniśmy mieszać się w ich związek. 
   - Wolisz, żeby ze sobą zerwali?
   - Nie chodzi mi o to. Po prostu uważam, że miłość sama wybiera właściwe ścieżki - mówię, podnosząc wzrok. Leon patrzy na mnie zdziwiony, a po chwili uśmiecha się szeroko i radośnie, jakby właśnie dotarło do niego, co przed chwilą powiedziałam. 
   - Masz rację - szepcze cicho i przytula mnie mocno. Ten uścisk ściąga z mojego serca wszystkie wątpliwości, czuję, jak rozgrzewa moje ciało. Siedzimy tak w ciszy. Dookoła panuje spokój, nie słychać nic, poza biciem naszym złączonych serc. 
     Dopiero teraz czuję, jak bardzo mi tego brakowało.
     I zdaję sobie sprawę z tego, że nie rodzimy się po to, aby umrzeć. Rodzimy się po to, aby kochać, wybaczać i zawsze walczyć do końca. Dopiero potem umieramy, mając świat u swych stóp. A kiedy już zdobywamy miłość na całe życie, czujemy się tak, jakbyśmy mieli nigdy nie umierać. Wiecznie młodzi. Ta więź daje nam siłę, która każdego dnia sprawia, że jesteśmy coraz silniejsi.

     Właśnie to jest sensem naszego istnienia.

***

Hej, witajcie, mam nadzieję, że jeszcze ktoś 
tu jest :P
Ugh, znowu nie dodawałam rozdziału
przez miesiąc.
Ale jak widzicie, ponownie
obudziła się we mnie dusza poety i 
dodaję rozdział 15 :D
A poza tym, lepiej się pisze, 
słuchając smutnych piosenek xD :P
Powiem szczerze, że rozdział mi się 
podoba :) P
Połowę pisałam w nocy, a wiecie, 
w nocy myśli się inaczej xD
Dopiero dzisiaj kończę i mam
nadzieję, że 
wam także się podoba :)
Do następnego <3

Believe <333

Rozdział 1: Za 1000 lat


You're my princess, my girl
You're my intrest, my world
You mean everything, 
everything to me

                                 ~ Henry Gallagher



Z dedykacją dla najlepszej przyjaciółki na świecie

***

     Słońce postanawia wyjść ze swojej kryjówki i po kilkunastu minutach jest już za linią horyzontu. 
     Mimo wczesnej pory postanawiam dłużej nie spać, gdyż pewna natrętna myśl szepcze, że kiedy ponownie zmrużę oczy świat dookoła się zmieni. Słucham jej, a następnie udaje się do łazienki.
     Federico i Ludmiła pewnie zabawiają się w łóżku  jeszcze śpią.
     Odkręcam zimną wodę, przemywając twarz i pozbywając się uczucia zmęczenia ze swojego ciała. Patrzę w lustro. Dwoje podpuchniętych oczu patrzą na mnie z zaciekawieniem. Czerwone wargi aż proszą się o ich dotknięcie, jednak chcą, aby zrobił to ktoś wyjątkowy.
     Nigdy nie spotkam nikogo wyjątkowego Mam nadzieję, że kiedyś nadejdzie ten moment. 
     W miarę ogarnięta schodzę na dół. Zegar stara się dogonić rytm, w którym bije moje kruche serce, jednak jest trochę za wolny. 

     3 uderzenia na sekundę.
     O 2 uderzenia za dużo. 
     O 1 uderzenie za szybko. 

     Białe obłoki zaglądają przez okno, jakby chciały mieć nade mną pełną kontrolę i wiedzieć, co robię. Patrzą na mnie z zaciekawieniem, jednak ja nie zwracam na nie najmniejszej uwagi. 
     Wiatr szepcze, że życie trwa zbyt krótko, aby nad wszystkim się zastanawiać i mam wrażenie, że z każdym jego podmuchem, z każdą sekundą staje się coraz starszy, a jego szept milknie razem z bladą poświatą, rzucaną przez uśmiechnięte słońce.     
     Kolejny dzień przede mną. Kolejne zbędne pytania, rzucane na wiatr, kolejne bezsensowne odpowiedzi, wypadające z ust jak krople deszczu, które pragną wydostać się ze swojego więzienia i choć na chwilę posmakować wolności. 
     Staję przy oknie.
     Niebo jest zabarwione na wszystkie odcienie różu, a oślepiający błękit gubi się pomiędzy kłębiastymi obłokami. Blade promienie słońca chcą zachęcić do pozytywnego myślenia i mają nadzieję, że uda im się rozjaśnić szarą rzeczywistość. 
     Nagła fala wspomnień zalewa mój umysł, przypominam sobie wszystkie wspaniałe chwile swojego życia, nie mam pojęcia dlaczego akurat w tym momencie. Pamiętam jak kilka lat temu byłam o krok od znalezienia się w raju czynu, który miał zgasić moje istnienie, od przyniesienia ulgi dla świata. Jedyną osobą, która wtedy podtrzymywała mnie na duchu była Ludmiła. Zawsze mnie wspierała i choć często zaczynałam niepotrzebne kłótnie, ona mi wybaczała. Zamiast krzyczeć i wyjść, trzaskając drzwiami przytulała mnie i mówiła, że będzie dobrze, a ja byłam w stanie uwierzyć w każde jej słowo. Przyrzekłam sobie być wierną, lojalną i szczerą. Być po prostu sobą, nie zważając na zdanie innych. Ludzie są potworami zawsze chcą najgorzej. 
     Siadam na kanapie i myślę nad sensem swego istnienia chwytam album ze zdjęciami. Nie wiem, dlaczego to robię. Nie lubię wspomnień. Są tak piękne, że aż bolesne. 
     Jedno z nich przedstawia moją sylwetkę, kiedy miałam zaledwie cztery lata. Z tyłu maluje się postać mamy. Ciemne blond włosy opadają jej swobodnie na ramiona, a ona uśmiecha się chyba najcieplej jak potrafi. Właśnie taką ją zapamiętałam. Rozpromienioną, zawsze chętną do pomocy. Pamiętam ostatnie 10 sekund, w których powiedziała ,,Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą".
     A potem już jej nie było. 

     Następne dwie godziny spędzam w objęciach nadziei, która stara się mnie pocieszyć najlepiej jak potrafi. Zostawia po sobie ślad, a potem znika i przez chwilę zastanawiam się, czy to wszystko nie było jedynie snem, albo wytworem mojej bujnej wyobraźni. 
     Ludmiła pojawia się w kuchni i pyta, dlaczego nie śpię. Nie lubię pytań, na które nie znam odpowiedzi. Są takie nurtujące. 
     Fryzura blondynki daje mi do zrozumienia, że ona też wcale nie spała. Uśmiecha się niewinnie i pyta, czy zrobić mi kawę. Odpowiadam jej krótkim skinieniem głowy, a ona wzdycha ciężko. 
   - Wszystko okej? - pyta zmartwiona.
     Nic nie jest okej, dosłownie rozpierdala mnie od środka, tęsknie za przeszłością, ale nie przyznam się do tego, nie będę zawracać ci głowy
   - Jasne, jestem po prostu... - Szukam odpowiedniego słowa. Sama nie wiem, czym mogłabym określić to, co teraz czuję. - zmęczona. - dodaję szybko i wymuszam uśmiech, tak wiele mnie to kosztuje, nie mogę unieść go na twarzy, a przecież jest taki leciutki. Uwielbiam kłamać.
   - Tak, jasne - Posyła mi zirytowane spojrzenie, a ja tonę w rzece bólu i rozpaczy. - Mnie nie oszukasz.
   - Wiesz, jaka jestem. Rzadko się uśmiecham. 
   - W ogóle się nie uśmiechasz. Zapomniałaś już jaka byłaś trzy lata temu? - Marszczy brwi, jakby też czuła ból, niestety nie wiem z jakiego powodu. 
   - Nie lubię wracać do przeszłości.
     Cisza.
     Głośne westchnienie przerywa nasze milczenie. Federico stoi oparty o framugę drzwi. Zakłada ręce na piersi i patrzy na nas. W jego czekoladowym spojrzeniu dostrzegam jak zawsze rozbawienie, a daleko tańczą ogniki radości. Nie umiem pojąć jego optymistycznego nastawienia na świat. Chciałabym brać z niego przykład, jednak nie wiem jak się za to zabrać. 
   - Mamy jakieś plany na dzisiaj? - Standardowe pytanie pada z jego ust. Przez chwilę sama się nad tym zastanawiam, lecz nie zajmuje mi to dużo czasu. Ja będę siedzieć w domu i oglądać telewizję albo przelewać emocje na papier, z którego później utworzy się książka, Ludmiła zostanie pochłonięta przez lekturę mojego autorstwa, a Federico gdzieś wyjdzie, następnie wyjdą gdzieś razem, a ja zostanę sama jak zawsze.
     Dość ciekawy plan, aż trudno uwierzyć, że spotykam się z nim prawie codziennie.
   - Chyba nie - odpowiada Ludmiła i patrzy na niego spojrzeniem pełnym miłości. Uśmiecha się szeroko, podchodzi do bruneta i wtula się w jego nagi tors. Czuję bolesne ukłucie w sercu, nie umiem powstrzymać płaczu. Łzy krzyczą w moich oczach i próbują przebić niewidzialną szybę aby wydostać się na zewnątrz, walą w nią pięściami, ale nie pozwalam im. Nie mogę się rozpłakać, nie mogę okazać swojej słabości. Nie tu, nie teraz.
     Duszę w sobie wszystkie emocje i wymuszam uśmiech, pod którym kryje się smutek, ból i cierpienie. Moje spojrzenie nie ulega zmianie. Wstaję z kanapy.
   - Idę na spacer - oznajmiam krótko, nie chcąc zawracać im sobą głowy.
   - Okej - odpowiada Federico, posyłając mi wesołe spojrzenie. Zbieram resztki sił i uśmiecham się.
     Wychodzę z ogromnego wieżowca, w którym znajduje się nasz apartament. Zimny podmuch wiatru obejmuje moją twarz. Mimo pogody na ulicach znajduje się dużo ludzi.
     Myślami wracam do przeszłości. Obraz mnie szczęśliwej ukazuje się przed moimi oczami. Tak dawno się nie śmiałam, tak dawno nie czułam smaku szczęścia, tak dawno nie myślałam optymistycznie. Zapomniałam już jak to jest zasypiać z uśmiechem na twarzy i z niecierpliwością czekać na jutro. Jutro jest za 1000 lat. To za daleka przyszłość, aby o niej rozmyślać.

 ***

Witam :D
To ta sama Believe, tylko na innym koncie :>
Tak prezentuje się rozdział pierwszy.
Mam nadzieję, że przypadł wam do gustu :)
To opowiadanie będzie trochę podobne do opowiadania
na moim drugim blogu. 
Nie wiem czy tutaj również pisać wspomnienia. 
Myślę, że nie byłoby to złe :D
Jeżeli chcecie, abym zajmowała wam miejsca pod rozdziałami to 
wystarczy napisać w komentarzu :)
Czekam na wasze opinie :* 

piątek, 8 kwietnia 2016

Rozdział 14: Warto żyć


I'll be right here now,
to hold you when the sky falls down
I will always 
be the one who took your place

                                            ~ Ashes Remain

***

     Niektórzy pytają, co to miłość. A miłości nie da się opisać. Trzeba ją po prostu przeżyć. Trzeba samemu poczuć, jak serce bije szybciej na widok tej jedynej osoby, trzeba chociaż raz wylać z siebie morze łez, okazując tęsknotę, trzeba zdać sobie sprawę, że można zrobić wszystko, aby tylko zobaczyć czyjś uśmiech, lśniący w blasku księżyca.

     Silne ramiona Leona obejmują mnie, a ja śmieję się krótko.
   - Kochanie, pójdziemy na spacer? - pyta, jakby bardzo mu na tym zależało. Uśmiecham się wesoło, po czym zgadzam się. Mgła unosi się w górze. Nie widać prawie nic, jedynie szarą powłokę, która zasłania ziemię. Chwytam Leona za rękę, i już po chwili idziemy razem do przodu, przemierzając drogę donikąd. 
     Przez piętnaście minut rozmawiamy na wszystkie tematy, a ja zastanawiam się, dlaczego tak długo go nie było, gdzie się podziewał, czemu nie tęsknił i nagle zdaję sobie sprawę z tego, że to co najlepsze, dopiero przede mną.
      Leon delikatnie muska mój policzek. Blask księżyca przebija się przez ciemne chmury i oświetla drogę. Mam wrażenie, że za chwilę zacznie padać deszcz. Nie ma nic piękniejszego od srebrnych kropli wody, wbijających się w skórę.
     Mocny podmuch wiatru rozwiewa moje włosy, a ja mocniej chwytam dłoń Leona, jakby powietrze było czymś, co mogłoby nas rozdzielić. 
   - Wracajmy do domu - mówię i wdycham powietrze.
   - Zimno ci?
   - Nie, po prostu chcę wracać do domu - odpowiadam. 
     Mężczyzna uśmiecha się szelmowsko, po czym ściąga swoją bluzę i oddaje mi ją. Rumienię się delikatnie, po czym biorę od Leona ubranie i zakładam na siebie.
   - Dżentelmen - komentuję.
   - Bardziej książę z bajki. 
   - Książę z bajki chyba nie oddaje nikomu swojej bluzy.
   - Dla księżniczki wszystko - Kąciki jego ust wyginają się w słodkim uśmiechu, za który mogłabym oddać życie, po czym całuje mnie delikatnie.

     Wchodzimy do mojego apartamentu i mam nadzieję, że Federico i Ludmiły nie ma w domu, jednak okazuje się złudna. Brunet siedzi na kanapie i ogląda jakiś nudny serial, a Ludmiła pewnie jest w sypialni i czyta książkę. 
   - Siema stary - mówi Fede, kiedy nas dostrzega. Podchodzi do Leona i podają sobie ręce. Myślałam, że Pasquarelli nie lubi Verdasa po tym, jak wyjechał. Jednak stracona przyjaźń zawsze pozostawia po sobie jakiś ślad, który chowa się gdzieś głęboko, w sercu i w niektórych przypadkach znowu się odradza, silniejsza, niż dotychczas. 
   - Cześć - odpowiada Leon. 
Siadają na kanapie i rozmawiają o tematach, których ja nigdy nie zrozumiem. Ludmiła schodzi po schodach. Dostrzegając Leona patrzy na mnie i marszczy brwi, a po chwili uśmiecha się cwanie. Odpowiadam jej radosnym spojrzeniem i wracam do salonu.
     Siadam na kanapie, opierając się o tors Leona, a on obejmuje mnie ramieniem.
   - Fede, wychodzę - mówi Ludmiła. Zakłada buty i otwiera drzwi. Brunet staje z kanapy. Podchodzi do blondynki i całuje ją w policzek.
   - Gdzie idziesz? - pyta.
   - Do Vanessy - odpowiada, a ja czuję dziwne ukłucie w sercu. Jakby było coś złego w tym, że ma też innych znajomych. Jednak myśl, że Lu spotyka się z tą suką mnie przeraża. Co ona w niej widzi? Zwykła pusta lala, która myśli tylko jak mieć każdego dla siebie.
     Zupełnie tak jak ty
     Wzdycham głośno i mocniej wtulam się w tors Leona. Jak wszyscy odejdą, to przecież będę miała jeszcze jego. Chyba, że on też odejdzie.
   - Coś się stało, kochanie? - pyta mężczyzna. Patrzę w jego szmaragdowe tęczówki, za którymi tak bardzo tęskniłam. Widzę w nich ogromny ocean, utworzony przez głębokie morza smutków i chwil radości, a po chwili sama w nim tonę. 
   - Wszystko dobrze - Uśmiecham się. Jego wyraz twarzy wyraża lekkie zdezorientowanie, przez co wygląda tak słodko, że moje serce zaczyna wybijać coraz szybszy rytm. I choć bym chciała, to nie umiem się na niego gniewać. Każdy z nas jest tylko człowiekiem, każdy popełnia błędy, nie ważne jakie. Są rzeczy, których nie da się cofnąć, są sytuacje, które wpływają na naszą przyszłość w stu procentach, ale jakoś trzeba sobie radzić. Przecież po to się urodziliśmy, po to tu jesteśmy, aby żyć, nie ważne czy łatwo czy trudno, po prostu żyć. 
   - Kocham cię - mówię. szeroki uśmiech rozjaśnia twarz szatyna. 
   - Ja ciebie też - szepcze cicho, a ja jestem pewna, że te słowa wystarczą mi, aby serce przestało bić, by po chwili znów zamienić się w dzikie zwierze; te słowa chciałabym słyszeć każdego dnia, w każdej sekundzie swojego kruchego życia.
     Leon łączy nasze usta w pocałunku, który sprawia, że stado motyli lata w moim brzuchu. Nadal zastanawia mnie to, jak można mieć tak miękkie, idealne usta, które całują najlepiej na świecie. 
     Ręce Leona błądzą po moim brzuchu, wywołując uczucie ciepła w podbrzuszu. 
     Słyszę głośne westchnięcie Federico. Patrzymy na niego oboje, jakby było coś złego w tym, że jest w domu i na nas patrzy. Mrożę go wzrokiem, a on unosi ręce w geście obronnym.
   - Okej, okej, spokojnie - mówi - już idę - i odchodzi w stronę swojego pokoju. Leon śmieje się krótko. Podnoszę się i siadam mu na kolanach. 

***

   - Nie bój się - mówi szatyn. Silnik motoru gaśnie, sprawiając, że słychać tylko delikatny szum drzew i spokojne podmuchy wiatru. Leon podchodzi do mnie i chwyta za rękę. Patrzy w moje oczy tak, jakby właśnie ten gest miał przekonać mnie do pojechania z nim; jakbyśmy właśnie dzięki temu mieli pognać w nieznane, zostawiając ze sobą wszystkie smutki i żale. Razem. 
   - Przecież będę przy tobie - szepcze. Wiatr delikatnie porusza jego włosami. Uśmiecham się, a on już rozumie, że mu uległam. Powoli wchodzi na motor, a ja siadam za nim, mocno oplatając go dłońmi w pasie. Opieram głowę o jego plecy, mocno wdychając powietrze. - Trzymaj się mocno - mówi, odpalając silnik motoru. I w tym właśnie momencie ruszamy, wiatr plącze mi włosy, zabierając ze sobą wszystkie zmartwienia, trzymam się mocno Leona i obserwuje świat, który mija tak szybko, że trudno go uchwycić w całości. 
     Chmury płyną po niebie, jakby chciały być szybsze od nas, lecz im się to nie udaje. Słońce powoli chowa się za horyzontem, rzucając jedynie blade poświaty, które mają na celu pożegnać miniony dzień. Delikatny zarys księżyca maluje się na ciemnym niebie, tańcząc razem z gwiazdami. 
     Noc bierze nas w swoje objęcia, a my jesteśmy tu razem, przemierzając długą drogę i pragnąc, żeby ten dzień nigdy się nie skończył, żeby życie trwało wiecznie. Czasami można poczuć się tak, jakby czas stanął w miejscu i wtedy nie liczy się już nic, tylko tu i teraz.  
     Takich chwil jest coraz mniej.
     Dla takich chwil warto żyć. 

***

Witam was 
po dość długiej przerwie 
i mam nadzieję, że jeszcze trochę was tu jest :)
Jak widzicie dodaję rozdział,
czyli wena powróciła,
i szczerze całkiem mi się podoba, 
a szczególnie końcówka,
która była 
pisana na spontanie :D
Mam nadzieję że wam także się
podoba i liczę 
na dużo komentarzy ;)
Dziękuję ;)

Believe <33

wtorek, 22 marca 2016

WAŻNE

Hej :)
Jak pewnie zauważyliście, rozdział nie pojawia się dość długo i powodem jest oczywiście to, że nie mam weny. Serio :< Jak już próbuję coś napisać, to totalnie mi nie wychodzi. 
I chciałabym poinformować was, że zawieszam bloga na ok. 2 tygodnie.
Ale spokojnie, wrócę do was. Uwielbiam pisać i będę to robić ;)
Mam nadzieję, że nie jesteście bardzo źli.
I że przez te dwa tygodnie mnie nie opuścicie :)

sobota, 5 marca 2016

Rozdział 13: Zawsze


I'm only one call away
I'll be there to save the day
Superman got nothing on me
I'm only one call away 

                                     ~ Charlie Puth

***

   - Kocham cię.
Słowa Leona działają na mnie jak promienie słońca, które oświetlają drogę, kiedy jest ciemno. Chciałabym móc coś powiedzieć, ale w tym momencie brakuje mi słów. Jedyne, o czym marzę to być przy nim. I chcę, żeby on był przy mnie.
     Powietrze jest dość chłodne, ale nie przeszkadza mi to, ponieważ tkwię w ramionach szatyna, a w moim sercu płonie ogień miłości, którego nie mogę zgasić. I chyba nawet nie chcę go zgasić.
   - Jesteś dla mnie wszystkim - szepczę po chwili. Mam wrażenie, że jego głos się łamie, nie wiem czy to pod wpływem emocji czy zimna. - Chcę spędzać z tobą każdą chwilę swojego życia, bo tylko dzięki temu jestem szczęśliwy.
     Nie mogę teraz płakać, myślę, lecz łzy i tak spływają po moich policzkach. Uśmiecham się delikatnie i przytulam go jeszcze mocniej, wdycham powietrze, aby po chwili wydusić z siebie ciche, prawie niesłyszalne słowa:
   - Ja też cię kocham. 
     I wtedy on uśmiecha się szeroko, odrywa się na chwilę ode mnie aby móc spojrzeć mi w oczy. Na twarzy mężczyzny maluje się radość, jakiej jeszcze nie widziałam, a uśmiech jest tak szeroki, że prawie nie wierzę, iż jest prawdziwy. 
     Kąciki moich ust również unoszą się do góry. W oczach Leona tańczą ogniki miłości i szczęścia. Jestem pewna, że czekał właśnie na tą chwilę, i że nie żałuję, że wrócił, bo jest szczęśliwy jak nigdy dotąd. Ja też jestem szczęśliwa. Mam go przy sobie.
   - Dasz mi ostatnią szansę? - pyta, chwytając moją dłoń.
   - Już dawno to zrobiłam - śmieję się cicho i nagle znowu czuję jego usta na swoich, czuję jak delikatnie mnie całują i tym razem nie mam wątpliwości co do tego, że Leon umie całować najlepiej na świecie. 

***

   - Gdzie będziesz teraz mieszkać? - pytam, trzymając Leona za rękę. Wysokie lampy rzucają blade poświaty, oświetlając drogę. 
   - Przez jakiś czas będę mieszkać u kolegi, załatwię wszystkie sprawy związane z firmą, a później zacznę szukać apartamentu - Uśmiecha się delikatnie. Mam wrażenie, że w tym uśmiechu jest jakaś mała część, która dodaje niepewności. Może to po prostu strach przed przyszłością. Albo przed stratą kogoś bliskiego. 
     Jeszcze niedawno myślałam, że każdy w końcu odchodzi. Byłam pewna, że ludzie, których łączy przeznaczenie, w końcu odnajdują własne drogi, którymi podążają. Ale najwidoczniej jest tak, że te ścieżki po kilku latach ponownie się łączą. Mają wspólne zakończenie. Albo może to dopiero początek.

***

     Leon odprowadza mnie do domu. Całuję go na pożegnanie i obiecuję, że zadzwonię jutro.
     Przekraczam próg apartamentu z uśmiechem na twarzy. Ludmiła unosi brew do góry i patrzy na mnie podejrzliwie. 
   - Jestem z Leonem - mówię szczęśliwa.
   - Wow, tak szybko? Dopiero wczoraj przyjechał. - odpowiada trochę zdziwiona. 
   - Czasami trzeba posłuchać intuicji - Uśmiecham się i siadam na kanapie. Zatrzymuję wzrok na telewizorze, w którym właśnie leci jakiś serial. Ludmiła siada obok mnie.
   - Skąd wiesz, że znowu nie wyjedzie? - pyta, jakby próbowała przekonać mnie, że Leon nie jest odpowiednią osobą dla mnie. Miłość nie ma ograniczeń. Jak się kogoś kocha, to nie widzi się żadnych wad w tej osobie.
   - Bo obiecał mi, że tego nie zrobi. - mówi i nagle jedna czarna myśl ogarnia mój umysł, chwila niepewności wkrada się do serca. Otrząsam się i odpowiadam: - A poza tym, ufam mu. 
     Ludmiła uśmiecha się delikatnie. Z tego uśmiechu wyczytuje słowa, które pewnie chciałaby mi przekazać. ,,Bądź szczęśliwa". Szczęście to tylko chwila, ulotna jak mocny podmuch wiatru.

     Następnego dnia budzę się o 8:00. Na wyświetlaczu mojego telefonu widnieją 2 nieodebrane połączenia od Leona. Dzwonił do mnie tak wcześnie?
     Wstaję z łóżka i wykonuję wszystkie poranne czynności po czym dzwonię do Leona. Podchodzę do okna. Pada deszcz i wieje wiatr, a słońce tylko czasami wyłania się zza ciemnych chmur i rzuca blade poświaty na mokrą ziemię. 
   - Cześć - słyszę aksamitny głos mężczyzny, który jest ukojeniem dla mojego serca. - Masz dzisiaj czas? - pyta.
     Ja zawsze mam czas, myślę, po czym mówię:
   - Jasne - Uśmiech nie schodzi z mojej twarzy i serce zaczyna bić trochę mocniej, nie mogąc doczekać się już spotkania z szatynem. Dzisiaj znów zobaczę jego lśniące oczy, będę mogła go przytulić i dotknąć jego ust..
   - Spotkajmy się o czternastej przy kawiarni - odpowiada i jestem pewna, że on też się teraz uśmiecha. 
   - Okej, do zobaczenia później.
     Przez chwilę oboje milczymy, lecz nie rozłączam się i już mam coś powiedzieć, gdy nagle słyszę te słowa, które sprawiają, że moje serce bije szybciej, a ciało staje się gorące.
   - Kocham cię, skarbie.
   - Ja ciebie też, najmocniej na świecie. 

***

     Zegar wybija godzinę 13;51. Wychodzę z domu. Zimny podmuch wiatru otula moją twarz. Deszcz przestał już padać, zostawiając po sobie jedynie mokre ślady. 
     Dochodzę do kawiarni i dostrzegam wysoką sylwetkę Leona, który uśmiecha się szeroko. Jego oczy są wesołe jak nigdy dotąd. Przytula mnie na powitanie i mam wrażenie, że ten uścisk przelewa wszystkie uczucia, które odczuwa. Jego ramiona oplatają się wokół mojego ciała tak mocno, jakby bał się, że za chwilę ucieknę. Odrywamy się od siebie i mężczyzna całuje moje usta. 
   - Idziemy na spacer? Czy wolisz posiedzieć w kawiarni? - pyta.
   - Chodźmy na spacer - odpowiadam krótko. Chwyta moją dłoń i ściska ją lekko, jakby już nigdy nie chciał mnie puścić. Jego dotyk wywołuje dreszcze na moim ciele i przyspiesza bicie serca o sto uderzeń. 
     Pewna cząstka mnie nadal nie wierzy w to, że jestem tu obok Leona i mam go tylko dla siebie. Serce jest przepełnione nadzieją, która przywołuje także nuty miłości i rytm szczęścia. Chciałabym, żeby było tak już zawsze.
     Idziemy w ciszy, jakby żadne z nas nie potrzebowało słów, które i tak odfruną z wiatrem; jakbyśmy rozumieli się bez użycia mowy, wystarczają tylko małe, prawie niewidoczne gesty. Leon odwraca wzrok w moją stronę. Uśmiecham się delikatnie i patrzę na niego. W oczach szatyna lśni blady blask miłości. On również się uśmiecha. Jego spojrzenie staje się intensywniejsze, jakby chciał odczytać coś z mojej twarzy. A ja czuję, jak dotyka mnie wzrokiem. I płonę. 
     Mężczyzna łączy nasze usta w delikatnym pocałunku, a ja nie mogę przestać się uśmiechać. Kładę dłoń na jego policzku.
     

     I teraz mam już pewność, że będziemy razem. 
     Nawet, jeśli niebo upadnie.

***

Boże, nie dość, że do dupy,
to jeszcze krótszy niż zwykle!
Wybaczcie, że nie dodawałam rozdziału
przez ponad 2 tyg. ale zupełnie
nie miałam weny, 
ale powiedziałam sobie, że muszę
w końcu dodać i widzicie jakie 
gówno z tego wyszło :<
Jest już Leonetta, 
ale w ogóle nie mam pomysłu na kolejny.
Jak macie jakieś pomysły
to piszcie w kom albo nwm.

Dziękuję za komentarze :*

Believe <3 


wtorek, 16 lutego 2016

Rozdział 12: Gdyby miłość miała skrzydła


A million shards of glass
That haunt me from my past 
As the stars begin to gather
And the light begins to fade
When all hope begins to shatter
Know that I won't be afraid 

                                   ~ Sam Smith 

***


Z dedykacją dla Wiczka Blanco



     I nagle deszcz przestaje padać.

     Stoimy wtuleni w siebie, krople już nie wbijają się w moją skórę. Teraz jedynie blask księżyca oświetla z góry ulice.
     Czuję ciepły oddech Leona na swojej szyi i teraz mam już pewność, że nie śnię. Mam pewność, że nie przytulam wymyślonej osoby. Mam pewność, że wrócił a jednak jest coś co sprawia, że mam wątpliwości. Może przyjechał tylko na kilka dni? A potem znowu wyjedzie i mnie zostawi.
     Mija 4, 5, 6 minut, a my nadal się do siebie nie odzywamy. Tkwimy w ciepłym uścisku, i chociaż zimny podmuch wiatru otula moją twarz, rozwiewa włosy, a chłód wspina się po moich plecach, nie odczuwam, że jest mi zimno. Leon przytula mnie tak, jakby bał się, że w końcu ucieknę i już nigdy się nie zobaczymy.
     Mam wrażenie, że ciepła łza szatyna spada na moją skórę. Ten gest sprawia, że jestem taka
rozdarta, nie wiem już co mam myśleć, nie wiem co robić.
     Leon w końcu rozluźnia swój uścisk.
     W ciemności błyszczą jedynie wysokie lampy przydrożne i jego szmaragdowe tęczówki, w których już dawno nauczyłam się pływać, a jednak w nich tonę.
     Nie wiem co powiedzieć, moje usta rozchylają się delikatnie w geście zdziwienia, bo nadal nie wierzę, że wrócił. Nie odzywa się przez chwilę, bo widocznie też zabrakło mu słów. Tak bardzo chciałabym wiedzieć o czym teraz myśli i co czuje.
     Patrzy na mnie bezradnym wzrokiem. Włosy przykleiły mu się do czoła przez padający wcześniej deszcz. Wygląda jeszcze seksowniej niż dwa miesiące temu. Delikatny zarost pokrywa brodę, dodając mu uroku. W spojrzeniu mężczyzny dostrzegam poczucie winy, lecz gdzieś, głęboko, w najciemniejszej części szmaragdowej tęczówki tańczy cień dumy. Może to właśnie ta duma nie pozwala powiedzieć mu zwykłego ,,przepraszam"? Albo może przyjechał tylko po to, aby powiedzieć mi coś złego. Może znalazł sobie inna kobietę, z którą będzie szczęśliwy. A może chce mi tylko powiedzieć, że jutro wyjeżdża na zawsze, i że już nigdy więcej się nie zobaczymy.
   - Przepraszam - mówi w końcu, spuszcza wzrok i składa usta w cienką linie, nie wiedząc co ma robić. Przeczesuje ręką swoje włosy i zerka na mnie. Wygląda teraz jak mały, niewinny chłopczyk, który zrobił coś złego i stara się to naprawić, tylko nie wie jak. Wygląda jak zwykły człowiek, który nigdy nikogo nie zranił, tylko teraz zrobił to po raz pierwszy i próbuje przeprosić. - Tak jakoś wyszło, że musiałem zostać dłużej i... - Jego tłumaczenie zupełnie nie ma sensu. To tak, jakby coś ukradła i powiedziała, że nie wiedziałam, że to zrobiłam.
   - Nawet nie zadzwoniłeś - szepczę cicho i czuję dziwne kłucie w sercu, jakby ktoś wbił w moje plecy jakiś ostry nóż i nagle go wyjął, a potem zrobił to samo jeszcze kilka razy. Mężczyzna wzdycha głośno i łapie mnie za rękę. Zdziwiona unoszę wzrok na wysokość jego oczu.
   - Wiem i teraz chciałbym to wszystko jakoś naprawić. Ale ty musisz mi w tym pomóc, sam nie dam rady - Uśmiecha się przekonująco.
     Milion myśli włada moim umysłem i nie jestem w stanie spokojnie podjąć decyzji.
     Spuszczam wzrok.
     Jeżeli teraz mu wybaczę, to pokażę, że jestem łatwa.
     A jeżeli się nie zgodzę, to jest możliwość, że sobie odpuści.
   - Przeprowadzam się do Nowego Jorku i nie wyjadę do Włoch, ponieważ otwieram swoją firmę tutaj - próbuje jakoś mnie jeszcze przekonać.
   - Skąd mam mieć pewność, że nie wyjedziesz? - pytam.
   - Nie masz pewności, ale masz moje słowo - mówi.
     Unoszę wzrok.
     I uśmiecha się tak wesoło, jego oczy są pełne nadziei, a ja mam wrażenie, że czuję rytm, w którym bije jego serce. A moje serce bije tak samo.

***

     Promienie słońca wpadają do mojego pokoju i budzą mnie. Otwieram oczy i wzdycham głośno. Wczorajsze wydarzenia dały mi dużo do myślenia. Czy powinnam dać szansę osobie, na której zawiodłam się już kilka razy?  Mam zrezygnować ze swojego szczęścia dlatego, że duma nie pozwala mi normalnie spojrzeć na Leona?
     Kiedy on jest przy mnie, moje serce zaczyna bić 500 razy na sekundę, lecz z drugiej strony czuję, jak łamie się na pół.
     Podnoszę się z łóżka i nagle słyszę dźwięk swojego telefonu. Imię ,,Leon" widnieje na wyświetlaczu. Przymykam oczy i przez chwilę zastanawiam się czy odebrać. Przeciągam palcem zieloną słuchawkę na ekranie telefonu i już po chwili słyszę jego boski, aksamitny głos.
   - Cześć - mówi z entuzjazmem a ja modlę się w duchu, żeby nie powiedzieć czegoś, co mogłoby zgasić jego radość. - Moglibyśmy się dzisiaj spotkać? - pyta dość niepewnie.
   - Chcesz się spotkać w jakimś konkretnym celu? - w moim głosie słychać nutkę irytacji. Zaciskam usta, żeby się nie zaśmiać. Mój humor jest dzisiaj strasznie zmienny.
   - Zobaczenie cię jest moim konkretnym celem - szepcze uwodzicielsko i w myślach widzę jak uśmiecha się dumnie.
   - W takim razie możemy się spotkać - Kąciki moich ust unoszą się w delikatnym uśmiechu.
   - Okej, przyjdę po ciebie o 16.
   - Kocham cię Już nie mogę się doczekać.
     Czuję jak serce zaczyna bić mi szybciej, a oddech przyspiesza. Nawet głupia rozmowa przez telefon wprowadza mnie w taki stan. Albo może to myśli o Leonie tak działają. Nie mam już siły na nic.

***

     Zegar wybija godzinę 16 i już sekundę później słyszę pukanie do drzwi. Uśmiecham się szeroko i otwieram drzwi. Wysoka sylwetka Leona ukazuje się przed moimi oczami. Jestem zaskoczona jego idealnym wyglądem. Włosy postawione na żel, czarna koszula, opinająca mięśnie i szare rurki sprawiają, że wygląda jak ósmy cud świata. Błyszczący uśmiech dodaje do wyglądu nutkę tajemniczości, a oczach lśni blask dumy. 
     Moje usta rozchylają się delikatnie w geście podziwu. Zastanawiam się, jak żałośnie muszę teraz wyglądać. Przymykam na chwilę oczy i w końcu ogarniam się. 
     Delikatny uśmiech zdobi moją twarz.
   - Cześć - mówi cicho, jakby bał się mojej reakcji. Jego widok sprawia, że moje serce zaczyna bić coraz szybciej.
   - Hej - odpowiadam i proponuję wyjście na spacer. 
     

     Słońce rzuca swoje promienie na ulice, rozjaśniając z góry świat. Delikatne podmuchy wiatru zapraszają gałęzie drzew do tańca. Idziemy w ciszy, którą pragnę przerwać. Chcę usłyszeć aksamitny głos Leona, chcę usłyszeć, jak jego usta wypowiadają proste słowa ,,kocham cię" chociaż w głębi serca wiem, że to prawie niemożliwe. 
      Idziemy jeszcze 15 minut, aż w końcu zatrzymujemy się i siadamy na ławce w parku. Na niebie widać delikatny zarys księżyca, przysłonięty białymi chmurami. Kilka gwiazd tańczy spokojnie z gałęziami drzew. 
     W myślach pytam się co będzie dalej, czy będziemy teraz tutaj tak siedzieć, a może za chwilę cały świat wygaśnie, może księżyc wpadnie do oceanu i poleci na dno, a potem już nigdy się nie ukaże.
   - Myślałaś nad naszą wczorajszą rozmową? - zaczyna. 
   - Mhm - mruczę cicho. Patrzę na jego dłonie. Jego delikatne, męskie dłonie, które zawsze były ukojeniem dla mojego zranionego serca. Kieruję wzrok na jego rozbudowane ramiona, które kiedyś obejmowały mnie z siłą pocieszenia. I w końcu zerkam na jego twarz. Delikatne, miękkie usta, całujące z siłą miłości i piękne, lśniące oczy, których spojrzenie sprawiało, że serce ogarniał spokój. 
   - Chciałbym cię jeszcze raz przeprosić - mówi i kładzie dłoń na mojej dłoni. Patrzę w jego szmaragdowe tęczówki i dostrzegam w nich blask miłości oraz malutki cień tańczącej nadziei. 
     Śmieję się krótko. Moje serce bije milion razy na sekundę, a mimo to zbliżam się do niego. Mój oddech przyspiesza, kieruję wzrok na jego idealne usta. 
     Przymykam oczy. Czuję jego wargi na swoich i dziwne uczucie włada moim ciałem. Chcę go dotknąć, chcę być jak najbliżej niego. Teraz nie liczy się już to, że mnie zranił. Wiem, że on naprawdę mnie kocha. Każdy popełnia błędy. 
     Nasz niewinny pocałunek w ułamku sekundy staje się namiętny. Ssie moją dolną wargę, a potem górną, i obie naraz. Kładę dłoń na jego torsie. Czuję język Leona, który dotyka mojego podniebienia. Mam ochotę się zaśmiać, lecz uczucie pożądania jest zbyt silne. 
     Po kilku minutach odrywamy się od siebie. Mój oddech jest nierówny. Leon patrzy na mnie i po chwili uśmiecha się szeroko, uszczęśliwiony. Nie odzywamy się, nie potrzebujemy już słów. Wystarczy tylko ciche bicie serca i ciepły, przyspieszony oddech. 
     Wtulam się mocno w tors Leona. Teraz wiem, że kocham go nad życie i wybaczę mu wszystko, nawet najgorsze błędy, jakie w swoim życiu popełnił.
     

     I jestem pewna, że gdyby miłość miała skrzydła, umielibyśmy latać. 

***

Hej ^^
Jak widzicie dodaję kolejny rozdział,
który w ogóle mi się
nie podoba,
Wam chyba też, bo prawie w ogóle
nie komentujecie, 
ale okej. 
Opisywanie tego pocałunku
to w ogóle jakaś porażka.
Rozdział mi nie wyszedł, 
no ale cóż, 
pewne rzeczy sprawiły że trochę
odechciało mi się 
pisać, nie mam siły :>
Następny rozdział postaram się
dodać w przyszłym tygodniu ;)

Do następnego,
Believe <3 

czwartek, 4 lutego 2016

Rozdział 11: Michael


Without you, I feel broke 
Like I'm half of a whole 
Without you I've got no hand to hold
Without you, I feel torn 
Like a sail in a storm
Without you, I'm just a sad song...
I'm just a sad song...

                                               ~ We The Kings 


***

     Upijam łyka drinka i rozglądam się dookoła. Głośna muzyka rozbrzmiewa w moich uszach. Dostrzegam Federico, Ludmiłę oraz kilka innych osób, tańczących w rytm piosenki. 
     Fede ma dzisiaj dwudzieste drugie urodziny, muszę chociaż udawać szczęśliwą.
     Pamiętam jak rok temu spędzaliśmy ten dzień we czwórkę. Kiedy Leon był przy mnie, wszystko stawało się łatwiejsze. I nawet, jeśli padał deszcz, było dobrze, ponieważ kiedy on był przy mnie, wszystko stawało się kolorowe. Nawet ciemna, smutna noc, która była oświetlana jedynie blaskiem księżyca. 
     Impreza w klubie nocnym to chyba nie najlepszy pomysł. Przecież urodziny można spędzić na milion innych sposobów.
   - Dlaczego nie tańczysz? - aksamitny, męski głos dociera do moich uszu. Unoszę wzrok i dostrzegam wysokiego blondyna, który stoi obok mnie i uśmiecha się szeroko. Nawet go nie znam. Nie potrzebuję kolejnego faceta, który najpierw będzie udawał księcia z bajki, a potem zamieni się w dupka. 
   - Nie mam siły - odpowiadam cicho i zdobywam się na uśmiech, malutki uśmiech, który ma na celu trochę rozjaśnić moją duszę, jednak jest zbyt słaby, żeby to zrobić. 
   - Zatańcz ze mną, okej? - Posyła mi wesołe spojrzenie - Postaram się sprawić, abyś miała siłę. 
     Śmieję się krótko i wstaję ze skórzanej kanapy. Jest taki słodki, że nie potrafię mu się oprzeć. 
   - Mam na imię Michael - mówi, próbując przekrzyczeć muzykę. 
   - Ja jestem Violetta - odpowiadam. Mężczyzna chwyta mnie za rękę, a ja czuję przyjemny prąd i dziwne uczucie podniecenia, inne, niż czułam do tej pory. Mój oddech przyspiesza, a myśli stają się wystarczająco niepokojące, żeby namieszać w moim umyśle. Michael uśmiecha się do mnie delikatnie i już po chwili oboje wtapiamy się w tłum tańczących ludzi.

***

     Boli mnie głowa i nie mogę normalnie myśleć. Język mi się plącze. Nie wierzę, że tyle wypiłam. Alkohol nie działa na mnie dobrze. Zegar wskazuje godzinę 3:04, a ja mam ochotę położyć się do łóżka i nie wstawać przez najbliższy tydzień. 
     Dostrzegam wysoką sylwetkę Michaela, która jest coraz bliżej mnie. Świat wiruje przed moimi oczami. Widzę jedynie uśmiech rozbawienia, który tańczy na twarzy blondyna. 
   - Chyba trochę za dużo wypiłaś - śmieje się krótko i siada obok mnie. - Odwieźć cię do domu? - pyta, a ja zastanawiam się jak to możliwe, że nie wypił nawet jednego kieliszka. 
   - Nie, sama dojdę - mruczę pod nosem i przymykam oczy. Ból głowy nie pozwala mi racjonalnie myśleć. 
   - Mhm, już widzę jak sama idziesz do domu - Patrzy na mnie, kręcąc głową z dezaprobatą. - Chodź.
     Wychodzimy z klubu nocnego i kierujemy się w stronę samochodu Michaela. Mężczyzna otwiera mi drzwi, a ja wsiadam do środka. Blondyn robi to samo i już po chwili odjeżdżamy. 

***

     Wysiadamy z samochodu. Blask księżyca oświetla ulice i wysokie wieżowce. Delikatny podmuch wiatru otula moją twarz i rozwiewa włosy. Chciałabym, żeby Leon był teraz przy mnie. Moja twarz rozpromienia się, kołysana przez uśmiechy do własnych myśli. 
   - Gdzie mieszkasz? - pyta Michael.
   - Na samej górze - mówię, wskazując na wysoki wieżowiec. Mężczyzna wzdycha głośno. Wchodzimy do środka. - Nie musisz odprowadzać mnie pod sam apartament - śmieję się krótko, lecz tak naprawdę pragnę być z jak najdłużej. Dlaczego jedna chwila nie może trwać wiecznie? 
   - Jakbym nie musiał, to bym tego nie robił - Uśmiecha się szelmowsko i posyła mi pełne dumy spojrzenie. Jest w nim coś, co sprawia, że mam wrażenie, że znalazłam bratnią duszę. Jakby było coś, co mamy w sobie oboje, jakieś niewidzialne uczucie, którego w żaden sposób nie mogę odgadnąć. 
     Znajdujemy się pod moim apartamentem. Otwieram drzwi i przekraczam próg. Marzę o tym, aby pójść spać. Teraz. 
   - Mam nadzieję, że będę miał zaszczyt zobaczyć się ponownie - mówi uwodzicielsko, sprawiając, że moje policzki stają się ofiarą szkarłatnego rumieńca. Jeżeli miłość od pierwszego wejrzenia by istniała, to jestem pewna, że już dawno zakochałabym się w nim po uszy. 
   - Zobaczymy, czy zasłużysz... - Nie zdaję sobie sprawy z tego, co mówię. Podchodzę do niego i delikatnie muskam miękkie wargi mężczyzny. - Do zobaczenia - mruczę pod nosem i zamykam drzwi. 

***

     Promienie słońca wpadają do mojego pokoju przez odsłonięte okno. Słyszę głos Federico i Ludmiły. Czy tylko ja byłam pijana? 
     Podnoszę się z łóżka, kierując się w stronę łazienki. Muszę się ogarnąć. Jedynym problemem jest potworny ból głowy. 
     Gotowa schodzę na dół i od razu biorę tabletkę przeciwbólową. 
   - Hej - mówię cicho, widząc Ludmiłę. Blondynka śmieje się krótko, widząc w jakim jestem stanie. Uśmiecham się delikatnie.
   - Podoba ci się Michael? - pyta krótko, a ja prawie wypluwam wodę, którą właśnie piłam. 
   - Jest przystojny, ale nic poza tym. Nawet nie wiem, o czym wczoraj rozmawialiśmy. - odpowiadam beznamiętnie, a Ludmiła patrzy na mnie zirytowanym spojrzeniem. - Dobrze wiesz kogo kocham. Na razie nie mam ochoty szukać sobie chłopaka - Chcę mi się śmiać, z tego co mówię. Jak można kochać kogoś przez dwa lata bez wzajemności? Marnowanie życia i czasu. 
     Na miłość nigdy nie marnuje się czasu
     
***

     Postanawiam pójść na spacer, aby trochę się dotlenić. Mimo tego, że jestem zmęczona, nie mam zamiaru siedzieć w domu.
     Wychodzę z dużego wieżowca, a wiatr od razu przywiewa ze sobą milion zmartwień i jestem teraz więźniem swoich myśli. Unoszę wzrok na pochmurne niebo i staram się myśleć pozytywnie, uśmiecham się, żeby przegonić wszystkie złe uczucia, ale nie udaję mi się.
     Czuję się jeszcze bardziej bezsilnie niż wcześniej. Minęło już 21 lat mojego życia, a ja z niego nie korzystam. Przecież nie można tylko siedzieć i czekać na własną śmierć. 
     Przymykam na chwilę powieki i widzę Leona. Widzę jego uśmiech, którzy lśni jaśniej niż promienie słońca i jest szerszy niż wszystkie oceany na świecie. 
     Otwieram oczy i już go nie ma. Przecież nigdy go nie było. 
     Podmuch wiatru rozwiewa moje włosy. Chłód wspina się po moich plecach, a ja wzdycham głośno. Nagle czuję krople deszczu, które wbijają się w moją skórę jak małe ostrza i zarazem są tak delikatne jak drobne płatki róży. 
     Wyjście z domu nie było najlepszym pomysłem. 
     Gałęzie drzew tańczą na wszystkie strony, pochylają się i lecą do góry, jakby chciały coś uchwycić, jakby były złe na cały świat. 
     Przyspieszam kroku i nagle dostrzegam wysoką sylwetkę, która zmierza w moją stronę. Nasze spojrzenia się krzyżują. Twarz, przykryta kapturem jest odwrócona w moją stronę. Szmaragdowe tęczówki lśnią i wyróżniają się od szarego świata. 
     Moje usta rozchylają się lekko w geście niedowierzania. 
     Mężczyzna podchodzi do mnie i uśmiecha się łagodnie. Kładzie dłoń na moim policzku, a po chwili przytula mnie tak mocno jak nigdy dotąd i ściska wszystkie złe uczucia, które władają moim ciałem. Moje serce bije jak oszalałe, a umysł przestaje pracować, kręci mi się w głowie i jest mi zimno, a on przytula mnie mocno i razem trwamy w tym uścisku. Świat zapomina o naszym istnieniu. 
     


     I nagle deszcz przestaje padać. 



***

Hej, 
przed wami rozdział 11 :))
Jak widzicie opisałam urodziny
Fede i nie wiem 
czy wyszło mi to dobrze czy źle xD
Jakoś tak chciało mi się opisać
Vilu pijaną więc to zrobiłam :P 
Mam nadzieję, że wam się
podoba ;)
Dziękuję za wszystkie komentarze
pod poprzednim.

Believe ;*