sobota, 28 maja 2016

Rozdział 16: Miliony uczuć


Tell them all I know now
Shout it from the roof tops
Write it on the sky line
All we had is gone now 
Tell them I was happy
And my heart is broken
All my scars are open
Tell them what I hoped would be
Impossible

                                    ~ James Arthur   

***

     Pamiętam to jak dziś. Księżyc świecił dumnie na niebie pośród miliona gwiazd. Usiadłam obok Leona, a on objął mnie ramieniem. Cichy szum morza dotarł do moich uszu, a wiejący wiatr otulił twarz, będąc niezwykłym ukojeniem. Oparłam się o tors szatyna. Piasek był jeszcze gorący. W powietrzu unosił się jedynie szept ciszy. Nie wiem dlaczego, ale nagle moje serce zaczęło bić szybciej. Jakby to wszystko miało się za chwilę kończyć. Jakby czar, nazwany niegdyś życiem mógłby za chwilę prysnąć, a cienka linia, na której układaliśmy wszystkie plany i nadzieje - pęknąć. Spojrzałam w niebo. I wtedy wszystko stało się jasne. Wszystko znów miało sens. Nie wiem jedynie dlaczego. Kilka łez spłynęło po moich poliku. Pamiętam, że tamtej nocy nic nie było takie samo. Żadna gwiazda, żaden szept. 
     A najbardziej zmieniło się moje życie. 
     Dostrzegłam na niebie spadające gwiazdy i nie umiem nawet opisać, jak bardzo się wtedy zdziwiłam. Zawsze wierzyłam w magię, więc postanowiłam pomyśleć życzenie. Ale potem zrozumiałam, że moje życzenie już dawno się spełniło. 
     Miałam Leona, a on miał mnie. Wtedy skończyły się wszystkie smutki, wszystkie żale, a złe chwile odeszły w niepamięć. Już wszystko miało być dobrze. Tak bardzo w to wierzyłam. 
     Nie pomyślałam tylko, że szczęście też się kończy.

     Budzę się i głęboko wdycham powietrze. Podnoszę się szybko i rozglądam dookoła. Obok mnie leży Leon, który najwidoczniej się obudził. Zegar wskazuje godzinę 03;03. Patrzę na niego, a moje serce bije tysiąc razy na sekundę. Ten sen miał w sobie tyle prawdy, jakbym żyła jeszcze gdzieś indziej, w innym świecie. Mój oddech jest niespokojny, lecz nie wiem dlaczego. To tylko sen, który nie powinien się już nigdy powtórzyć. Chciałabym, żeby się powtórzył.
   - Kochanie, co się stało? - pyta w końcu Leon. Jego szmaragdowe tęczówki lśnią w ciemności i dostrzegam w nich błysk troski i zmartwienia. 
   - Nic, po prostu... - Sama do końca nie wiem, co mi się stało. Nie rozumiem, dlaczego zwyczajny sen może przywiać ze sobą tyle wątpliwości i przemyśleć. - Miałam dziwny sen. - mówię jakby do siebie, lecz wiem, że Leon i tak mnie usłyszał. - Chodźmy spać - Uśmiecham się i kładę głowę na poduszkę. Szatyn już nic nie mówi, tylko obejmuje mnie swoim ramieniem, a ja mocno wtulam się w jego nagi tors. Zamykam oczy, choć wcale nie chce mi się spać. Wzdycham głośno ostatni raz. I zasypiam. 

***

   - Leon! - szturcham go, kiedy widzę, jak patrzy na jakąś dziewczynę, przechodzącą obok. 
   - Tak? - pyta, udając, że nie wie o co mi chodzi. Uśmiecha się niewinnie, delikatnie muskając moje usta. Posyłam mu zdenerwowane spojrzenie, puszczam jego rękę i chcę odejść, ale on jest szybszy i ponownie chwyta mnie za nadgarstek przyciągając do siebie. - Nie uciekniesz mi - szepcze uwodzicielsko. Czuję jego dłoń niewinnie spoczywającą na moich pośladkach. 
   - Skąd ta pewność? - śmieję się.
   - Bo tak naprawdę nawet nie chcesz uciekać - mówi, pewny siebie. Czuję dziwne uczucie podniecenia. Jego głos jest taki seksowny. Stoi blisko mnie, i czuję jego mięśnie, ocierające się o mój brzuch. Uśmiecha się zwycięsko, a ja nie mówię nic, tylko patrzę na niego z ogromnym pożądaniem i gdyby nie to, że jesteśmy w parku, już dawno leżałabym pod nim.
     Postanawiam też się uśmiechnąć. Nasze spojrzenia się spotykają, a ja zaczynam rozumieć, że mogłabym patrzeć w jego oczy całą wieczność i dostrzegać w nich różne krajobrazy, uczucia i cały świat. 
     Zamykam oczy. Szatyn łączy nasze usta w delikatnym pocałunku. Oplatam dłońmi jego szyję i teraz jeszcze bardziej pragnę wrócić do domu. Moje serce zaczyna bić szybciej, kiedy nasze języki łączą się i zaczynają ze sobą walczyć. Ten pocałunek jest jak ostatnia kropla wody, ugaszająca ogień pragnienia; jak cichy wiatr, przywracający do życia wszystko co jest wokół; jak spadająca gwiazda, która składa w sercu obietnicę i zostawia nadzieję. 
     W ułamku sekundy wybaczam mu wszystkie błędy, a było ich miliony. Przecież każdy z nas jest tylko człowiekiem. 
     Odrywamy się od siebie, a ja ponownie czuję, jak moja dusza zostaje wskrzeszona przez miliony uczuć. 

***

Hej, witajcie ^^
Jak widzicie rozdział jest trochę krótszy od pozostałych,
ale po prostu nagle, pisząc to, wena mnie 
opuściła xD
Tak w ogóle dałam gifa z Titanica bo mega
mi się spodobał xD

Dziękuję za wszystkie komentarze, 
mam nadzieję, że wam się podoba <3
Do następnego ;)
Believe <33



     

środa, 4 maja 2016

Rozdział 15: Sens naszego istnienia


Forever young,
I want to be forever young 
Do you really want to live forever
forever or never

                      ~ Alphaville

***

     Nie wiem, która godzina. Jedynym zegarem jest teraz księżyc, który świeci mocno wśród gwiazd. Mogłabym jechać tak wiecznie, nigdy się nie zatrzymując i mając przy sobie jedynie Leona. Szczęście jest tak blisko, a tak trudno je złapać. Czasami pływa wśród chmur, a czasem przywiewa je silny podmuch wiatru. 
     Zatrzymujemy się i silnik motoru cichnie. Leon pomaga mi zejść i dopiero w tym momencie, w momencie, kiedy łapie mnie za rękę czuję, jakie to miejsce jest magiczne. 
   - Pamiętasz, jak kiedyś w każdy weekend przyjeżdżaliśmy tu we czwórkę? - pyta, tonąc we wspomnieniach. Rozgląda się dookoła, podziwiając miejsce, które zostawiło w sercu jedynie rozmyty ślad sentymentu i cichy szept nostalgii.
   - Jak mogłabym zapomnieć? - Uśmiecham się smutno, patrząc przed siebie. Obraz wspomnień pojawia się przed moimi oczami, przysłonięty delikatną mgłą tęsknoty.
   - Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś to powtórzymy - mówi Leon, głosem, który nie zdradza ani jednego uczucia, jednak ja doskonale wiem, co teraz czuje. Choć oboje wiemy, że to co było, już nie wróci, to i tak gdzieś daleko, w najciemniejszych zakamarkach umysłu odzywa się aksamitny głos nadziei. I w tym właśnie momencie zdaję sobie sprawę z tego, że mogłabym zrobić wszystko, aby przywrócić dawne dni, które powoli odchodzą w niepamięć. Chciałabym zrobić wszystko, aby zapamiętać każdy uśmiech, wywołany wschodzącym słońce, zapisać w pamięci umierające wspomnienia, językiem, którego nie rozumiałby nikt, oprócz nas. 
     Ale to niemożliwe. 

***

    
     Lato zbliża się z każdym dniem. Wieczory są coraz cieplejsze, a słońce chowa się za horyzontem dopiero po dwudziestej pierwszej. 
     Leon wychodzi z kuchni, trzymając w ręku szklankę z coca-colą i kilkoma zimnymi kostkami lodu. Biała koszulka na ramiączkach lekko opina jego mięśnie, co sprawia, że przygryzam dolną wargę. Mężczyzna przeczesuje palcami swoje aksamitne włosy i uśmiecha się do mnie cwanie. Podaje mi szklankę i siada obok. Obejmuje mnie ramieniem i delikatnie całuje policzek. Doskonale wiem, jakie myśli krążą teraz po jego głowie, ale postanawiam nie reagować. Nic się nie stanie, jeśli trochę go zdenerwuję. Kładę dłoń na udzie Leona i zaczynam je delikatnie głaskać. Mam ochotę roześmiać się na widok jego miny. 
     Federico schodzi po schodach. W jego oczach płoną ogniki złości, a przez twarz przebiega cień smutku. Zastanawiam się, co może być powodem jego zdenerwowania. Ludmiła została wczoraj na noc u Vanessy, ale powinna już wrócić. 
   - Coś się stało? - pytam, a brunet patrzy w moją stronę, lekko zdezorientowany.
   - Wszystko... w porządku - Jego twarz łagodnieje. Usta wyginają się w delikatnym uśmiechu i tym razem jest to uśmiech, który obejmuje także oczy. Federico znika za ścianą kuchni. Słyszę dźwięk stuknięcia szklanki o stół. Nie rozumiem, dlaczego ludzie ukrywają swoje uczucia. Pod słowami ,,Wszystko w porządku", albo ,,Jest okej" kryją się najgorsze uczucia - smutek, złość, zdenerwowanie, bezsensowna nadzieja - a potem niszczą od środka; cicho, powoli, niezauważalnie. 
     Patrzę na Leona. Uśmiecha się lekko i wstaję z kanapy. Kieruje się w stronę kuchni, zapewne po to, aby porozmawiać z Federico. Wzdycham cicho. 
     Czasami mam wrażenie, że życie jest zbyt trudne, aby ktokolwiek był w stanie przetrwać je do końca. To straszne. Wszyscy zaczynamy tak samo i kończymy tak samo. Rodzimy się, by potem umrzeć, zostawiając wszystkie swoje osiągnięcia, zrealizowane plany, marzenia. Zostaje po nas jedynie smutek, żal i bolące wspomnienia. A na koniec odchodzimy w niepamięć. Zagubiona, być może szczęśliwa dusza błądzi gdzieś w galaktyce, z góry patrząc na odległy świat. Dlaczego tak trudno jest znaleźć odpowiedź na pytanie ,,Jaki jest sens naszego istnienia?".

***

     Leon rozmawiał z Federico przez pół godziny, więc postanowiłam pójść do swojego pokoju. Słyszę delikatne pukanie do drzwi, w którym po chwili staje szatyn. Zamykam swój czarny notes i odkładam go na małą szafkę obok łóżka.
   - I co z Fede? - pytam. Patrzę na mężczyznę, który zatrzymuje wzrok na dużym oknie z widokiem na ulice Nowego Jorku. 
   - Powiedział, że relacje między nim a Ludmiłą są coraz gorsze. I że zawsze się stara, a ona tego nie docenia. 
     Zaciska usta w cienką linię. Kieruje swoje błyszczące spojrzenie w moją stronę. W jego oczach błyszczą ogniki zwątpienia, jakby za bardzo przejął się tym, co powiedział Federico.
   - Porozmawiam z Ludmiłą. Chociaż myślę, że nie powinniśmy mieszać się w ich związek. 
   - Wolisz, żeby ze sobą zerwali?
   - Nie chodzi mi o to. Po prostu uważam, że miłość sama wybiera właściwe ścieżki - mówię, podnosząc wzrok. Leon patrzy na mnie zdziwiony, a po chwili uśmiecha się szeroko i radośnie, jakby właśnie dotarło do niego, co przed chwilą powiedziałam. 
   - Masz rację - szepcze cicho i przytula mnie mocno. Ten uścisk ściąga z mojego serca wszystkie wątpliwości, czuję, jak rozgrzewa moje ciało. Siedzimy tak w ciszy. Dookoła panuje spokój, nie słychać nic, poza biciem naszym złączonych serc. 
     Dopiero teraz czuję, jak bardzo mi tego brakowało.
     I zdaję sobie sprawę z tego, że nie rodzimy się po to, aby umrzeć. Rodzimy się po to, aby kochać, wybaczać i zawsze walczyć do końca. Dopiero potem umieramy, mając świat u swych stóp. A kiedy już zdobywamy miłość na całe życie, czujemy się tak, jakbyśmy mieli nigdy nie umierać. Wiecznie młodzi. Ta więź daje nam siłę, która każdego dnia sprawia, że jesteśmy coraz silniejsi.

     Właśnie to jest sensem naszego istnienia.

***

Hej, witajcie, mam nadzieję, że jeszcze ktoś 
tu jest :P
Ugh, znowu nie dodawałam rozdziału
przez miesiąc.
Ale jak widzicie, ponownie
obudziła się we mnie dusza poety i 
dodaję rozdział 15 :D
A poza tym, lepiej się pisze, 
słuchając smutnych piosenek xD :P
Powiem szczerze, że rozdział mi się 
podoba :) P
Połowę pisałam w nocy, a wiecie, 
w nocy myśli się inaczej xD
Dopiero dzisiaj kończę i mam
nadzieję, że 
wam także się podoba :)
Do następnego <3

Believe <333

Rozdział 1: Za 1000 lat


You're my princess, my girl
You're my intrest, my world
You mean everything, 
everything to me

                                 ~ Henry Gallagher



Z dedykacją dla najlepszej przyjaciółki na świecie

***

     Słońce postanawia wyjść ze swojej kryjówki i po kilkunastu minutach jest już za linią horyzontu. 
     Mimo wczesnej pory postanawiam dłużej nie spać, gdyż pewna natrętna myśl szepcze, że kiedy ponownie zmrużę oczy świat dookoła się zmieni. Słucham jej, a następnie udaje się do łazienki.
     Federico i Ludmiła pewnie zabawiają się w łóżku  jeszcze śpią.
     Odkręcam zimną wodę, przemywając twarz i pozbywając się uczucia zmęczenia ze swojego ciała. Patrzę w lustro. Dwoje podpuchniętych oczu patrzą na mnie z zaciekawieniem. Czerwone wargi aż proszą się o ich dotknięcie, jednak chcą, aby zrobił to ktoś wyjątkowy.
     Nigdy nie spotkam nikogo wyjątkowego Mam nadzieję, że kiedyś nadejdzie ten moment. 
     W miarę ogarnięta schodzę na dół. Zegar stara się dogonić rytm, w którym bije moje kruche serce, jednak jest trochę za wolny. 

     3 uderzenia na sekundę.
     O 2 uderzenia za dużo. 
     O 1 uderzenie za szybko. 

     Białe obłoki zaglądają przez okno, jakby chciały mieć nade mną pełną kontrolę i wiedzieć, co robię. Patrzą na mnie z zaciekawieniem, jednak ja nie zwracam na nie najmniejszej uwagi. 
     Wiatr szepcze, że życie trwa zbyt krótko, aby nad wszystkim się zastanawiać i mam wrażenie, że z każdym jego podmuchem, z każdą sekundą staje się coraz starszy, a jego szept milknie razem z bladą poświatą, rzucaną przez uśmiechnięte słońce.     
     Kolejny dzień przede mną. Kolejne zbędne pytania, rzucane na wiatr, kolejne bezsensowne odpowiedzi, wypadające z ust jak krople deszczu, które pragną wydostać się ze swojego więzienia i choć na chwilę posmakować wolności. 
     Staję przy oknie.
     Niebo jest zabarwione na wszystkie odcienie różu, a oślepiający błękit gubi się pomiędzy kłębiastymi obłokami. Blade promienie słońca chcą zachęcić do pozytywnego myślenia i mają nadzieję, że uda im się rozjaśnić szarą rzeczywistość. 
     Nagła fala wspomnień zalewa mój umysł, przypominam sobie wszystkie wspaniałe chwile swojego życia, nie mam pojęcia dlaczego akurat w tym momencie. Pamiętam jak kilka lat temu byłam o krok od znalezienia się w raju czynu, który miał zgasić moje istnienie, od przyniesienia ulgi dla świata. Jedyną osobą, która wtedy podtrzymywała mnie na duchu była Ludmiła. Zawsze mnie wspierała i choć często zaczynałam niepotrzebne kłótnie, ona mi wybaczała. Zamiast krzyczeć i wyjść, trzaskając drzwiami przytulała mnie i mówiła, że będzie dobrze, a ja byłam w stanie uwierzyć w każde jej słowo. Przyrzekłam sobie być wierną, lojalną i szczerą. Być po prostu sobą, nie zważając na zdanie innych. Ludzie są potworami zawsze chcą najgorzej. 
     Siadam na kanapie i myślę nad sensem swego istnienia chwytam album ze zdjęciami. Nie wiem, dlaczego to robię. Nie lubię wspomnień. Są tak piękne, że aż bolesne. 
     Jedno z nich przedstawia moją sylwetkę, kiedy miałam zaledwie cztery lata. Z tyłu maluje się postać mamy. Ciemne blond włosy opadają jej swobodnie na ramiona, a ona uśmiecha się chyba najcieplej jak potrafi. Właśnie taką ją zapamiętałam. Rozpromienioną, zawsze chętną do pomocy. Pamiętam ostatnie 10 sekund, w których powiedziała ,,Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą".
     A potem już jej nie było. 

     Następne dwie godziny spędzam w objęciach nadziei, która stara się mnie pocieszyć najlepiej jak potrafi. Zostawia po sobie ślad, a potem znika i przez chwilę zastanawiam się, czy to wszystko nie było jedynie snem, albo wytworem mojej bujnej wyobraźni. 
     Ludmiła pojawia się w kuchni i pyta, dlaczego nie śpię. Nie lubię pytań, na które nie znam odpowiedzi. Są takie nurtujące. 
     Fryzura blondynki daje mi do zrozumienia, że ona też wcale nie spała. Uśmiecha się niewinnie i pyta, czy zrobić mi kawę. Odpowiadam jej krótkim skinieniem głowy, a ona wzdycha ciężko. 
   - Wszystko okej? - pyta zmartwiona.
     Nic nie jest okej, dosłownie rozpierdala mnie od środka, tęsknie za przeszłością, ale nie przyznam się do tego, nie będę zawracać ci głowy
   - Jasne, jestem po prostu... - Szukam odpowiedniego słowa. Sama nie wiem, czym mogłabym określić to, co teraz czuję. - zmęczona. - dodaję szybko i wymuszam uśmiech, tak wiele mnie to kosztuje, nie mogę unieść go na twarzy, a przecież jest taki leciutki. Uwielbiam kłamać.
   - Tak, jasne - Posyła mi zirytowane spojrzenie, a ja tonę w rzece bólu i rozpaczy. - Mnie nie oszukasz.
   - Wiesz, jaka jestem. Rzadko się uśmiecham. 
   - W ogóle się nie uśmiechasz. Zapomniałaś już jaka byłaś trzy lata temu? - Marszczy brwi, jakby też czuła ból, niestety nie wiem z jakiego powodu. 
   - Nie lubię wracać do przeszłości.
     Cisza.
     Głośne westchnienie przerywa nasze milczenie. Federico stoi oparty o framugę drzwi. Zakłada ręce na piersi i patrzy na nas. W jego czekoladowym spojrzeniu dostrzegam jak zawsze rozbawienie, a daleko tańczą ogniki radości. Nie umiem pojąć jego optymistycznego nastawienia na świat. Chciałabym brać z niego przykład, jednak nie wiem jak się za to zabrać. 
   - Mamy jakieś plany na dzisiaj? - Standardowe pytanie pada z jego ust. Przez chwilę sama się nad tym zastanawiam, lecz nie zajmuje mi to dużo czasu. Ja będę siedzieć w domu i oglądać telewizję albo przelewać emocje na papier, z którego później utworzy się książka, Ludmiła zostanie pochłonięta przez lekturę mojego autorstwa, a Federico gdzieś wyjdzie, następnie wyjdą gdzieś razem, a ja zostanę sama jak zawsze.
     Dość ciekawy plan, aż trudno uwierzyć, że spotykam się z nim prawie codziennie.
   - Chyba nie - odpowiada Ludmiła i patrzy na niego spojrzeniem pełnym miłości. Uśmiecha się szeroko, podchodzi do bruneta i wtula się w jego nagi tors. Czuję bolesne ukłucie w sercu, nie umiem powstrzymać płaczu. Łzy krzyczą w moich oczach i próbują przebić niewidzialną szybę aby wydostać się na zewnątrz, walą w nią pięściami, ale nie pozwalam im. Nie mogę się rozpłakać, nie mogę okazać swojej słabości. Nie tu, nie teraz.
     Duszę w sobie wszystkie emocje i wymuszam uśmiech, pod którym kryje się smutek, ból i cierpienie. Moje spojrzenie nie ulega zmianie. Wstaję z kanapy.
   - Idę na spacer - oznajmiam krótko, nie chcąc zawracać im sobą głowy.
   - Okej - odpowiada Federico, posyłając mi wesołe spojrzenie. Zbieram resztki sił i uśmiecham się.
     Wychodzę z ogromnego wieżowca, w którym znajduje się nasz apartament. Zimny podmuch wiatru obejmuje moją twarz. Mimo pogody na ulicach znajduje się dużo ludzi.
     Myślami wracam do przeszłości. Obraz mnie szczęśliwej ukazuje się przed moimi oczami. Tak dawno się nie śmiałam, tak dawno nie czułam smaku szczęścia, tak dawno nie myślałam optymistycznie. Zapomniałam już jak to jest zasypiać z uśmiechem na twarzy i z niecierpliwością czekać na jutro. Jutro jest za 1000 lat. To za daleka przyszłość, aby o niej rozmyślać.

 ***

Witam :D
To ta sama Believe, tylko na innym koncie :>
Tak prezentuje się rozdział pierwszy.
Mam nadzieję, że przypadł wam do gustu :)
To opowiadanie będzie trochę podobne do opowiadania
na moim drugim blogu. 
Nie wiem czy tutaj również pisać wspomnienia. 
Myślę, że nie byłoby to złe :D
Jeżeli chcecie, abym zajmowała wam miejsca pod rozdziałami to 
wystarczy napisać w komentarzu :)
Czekam na wasze opinie :*