wtorek, 27 października 2015

Rozdział 3: Nigdy nie było


 Well you only need the light 
when it's burning low
Only miss the sun when it starts to snow
Only know you love her
when you let her go 
Only know you've been high when 
you're feeling low
Only hate the road when you're missing home
Only know you love her when 
you let her go

                             ~ Passanger  

***

Z dedykacją dla Kerry 


     Stoję w bezruchu przez dobre 2 minuty i mam wrażenie, że zaraz zemdleję.
   - Leon? - pytam i unoszę brwi tak wysoko, że jeszcze trochę i dotknęłyby nieba. 
   - Cieszę się, że cię widzę - mówi i delikatnie całuje mój polik, który po chwili staje się ofiarą szkarłatnego rumieńca. 
     Patrzę na niego i czuję, jak umieram 15 razy w ciągu sekundy. 
   - Wejdziesz? - Uśmiecham się, chociaż z drugiej strony chciałabym zamknąć mu drzwi przed nosem i powiedzieć, żeby już nigdy się tu nie pojawiał. 
   - Tak, ale tylko na chwilę, bo muszę jeszcze dzisiaj odwiedzić mamę - Jego idealną twarz zdobi serdeczny uśmiech. Przyglądam się jego zmysłowym wargom, chciałabym ich dotknąć, pieścić najlepiej jak potrafię. Chciałabym wpleść swoją dłoń w jego miękkie, kasztanowe włosy. Chciałabym ściągnąć z niego koszulkę, która opina każdy jego mięsień, dotknąć jego brzucha, poczuć tę moc, którą ma w sobie. 
     Chciałabym żeby był mój cały mój tylko mój na zawsze mój.
     Mężczyzna przekracza próg apartamentu. Wskazuję mu dłonią, aby udał się w kierunku salonu. Siada na wygodnej kanapie. 
   - Napijesz się czegoś? - Pytam z wymuszoną radością. Nie mogę okazać mu swojej słabości, nie mogę pozwolić mu na to, aby dowiedział się, że tęsknie. 
   - Kawy - odpowiada i odwzajemnia mój gest. Dałabym wszystko, żeby widzieć jego słodki uśmiech za każdym razem gdy się budzę; żeby mieć jego wsparcie o każdej porze dnia i nocy, tak jak kiedyś. 
     Wchodzę do kuchni i dostrzegam Ludmiłę, siedzącą przy małym stoliku. Posyłam jej jedynie ciekawskie spojrzenie. Podnosi głowę do góry i uśmiecha się.
   - Co się stało, że Leon cię odwiedził? - pyta zaciekawiona.
   - Zatęsknił - odpowiadam, kpiąc. On nigdy nie będzie za mną tęsknił.

     Podaje szatynowi filiżankę z kawą. Kiwa głową w geście podziękowania. 
   - Przyjechałeś do mnie w jakimś konkretnym celu?
   - Chciałem cię po prostu zobaczyć. Jesteś jeszcze piękniejsza, niż trzy lata temu - mówi uwodzicielsko, a ja ponownie tego dnia rumienię się. Nie chcę, żeby mi tego mówił. Nie chcę, żeby tak na mnie patrzył. Nie chcę, żeby traktował mnie jak kogoś ważnego. Nie chcę, żeby robił mi głupiej nadziei.
   - Mhm... To miłe. - Nie wiem, co powiedzieć i jak się zachować. Czuję, że oddaliliśmy się od siebie bardziej, niż przewidywaliśmy. - Na ile tu przyjechałeś?
   - Na stałe. Ostatni raz wylatuję do Włoch za miesiąc, żeby załatwić jeszcze kilka spraw biznesowych. A potem wracam, i zostaję tutaj, w Nowym Jorku żeby być blisko ciebie
     Nie mogę się powstrzymać i unoszę swój wzrok na wysokość jego idealnych, szmaragdowych oczu. Są takie piękne, takie lśniące, takie głębokie. Nauczyłam się w nich pływać. 
     Na policzkach Leona pojawiają się urocze dołeczki wywołane jego słodkim uśmiechem i czuję, że zaraz się rozpłaczę. Nie wiem, po co tu w ogóle przyszedł. Nie mogę dłużej na niego patrzeć, bo z każdą sekundą tęsknie coraz bardziej i kocham coraz bardziej. 
     Nie wierzę, że po tylu latach moje uczucie do niego nie wygasło. 
     Jak mam zapomnieć?
    - Wiesz, będę już szedł - Jego aksamitny, męski głos wyrywa mnie z transu. Przytakuję lekko i wstaję z kanapy, kierując się w stronę drzwi, które po chwili otwieram. Serce chce uwolnić się z mojej klatki piersiowej i wali w nią z całych sił, a ja w żaden sposób nie mogę go uspokoić. 
     Mężczyzna staje na przeciwko mnie i ponownie tego dnia rozbraja mnie swoim pięknym uśmiechem. Odwracam wzrok. Przytula mnie lekko i całuje w policzek na pożegnanie.
   - Do zobaczenia - szepcze tylko i już po chwili jedynym śladem, jaki po sobie zostawia jest zapach męskich perfum. I uczucie tęsknoty w sercu.

     Wzdycham głośno i siadam na kanapie, chowając twarz w dłoniach. Nie mam siły na nic. To wszystko jest takie trudne. Życie jest trudne. Kiedy już wszystko ma stać się lepsze, nagle pojawia się osoba i marzenia o szczęściu blakną. Nadzieja gaśnie. Wiara znika wraz z podmuchami wiatru. A serce bije coraz szybciej z myślą, że nagle stanie w miejscu i nie będzie musiało się męczyć.
     Delikatne ramiona otulają ciało, tym samym wyrywając mnie z transu. Czuję przyjemny zapach perfum. Oddaję uścisk z nadzieją znalezienia w nim otuchy i pocieszenia. Błagam oczy, aby przestały płakać ale one i tak robią swoje. Nienawidzę czuć tej bezsilności.
   - Co się stało? - Pyta w końcu Ludmiła i odrywa się ode mnie. Jej pełne współczucia spojrzenie zatrzymuje się na wysokości moich oczu i zachęca do zwierzenia się. Wiem, że to moja przyjaciółka i mogę powiedzieć jej o wszystkim, wypłakać się w jej ramię i zrobić najbardziej szalone rzeczy w życiu, nie licząc się z konsekwencjami. Nie wiem, czy kiedykolwiek zdołam znaleźć słowa, które wystarczająco okazywałyby moją wdzięczność za to, co dla mnie robi. 
   - Nie wiem, po co on tu przyszedł. - Zaczynam. - Pojawił się w moim życiu, a za chwilę i tak ponownie zniknie. Robi mi tylko głupią nadzieję, a ja już prawie o nim zapomniałam... - mówię na jednym tchu i wzdycham głośno. 
     Moje serce płacze. 
     Moje serce już dłużej nie wytrzyma.
   - Udało ci się o nim zapomnieć, więc teraz też się uda. Jakoś dałaś radę do tej pory - mówiąc to uśmiecha się szeroko i mam wrażenie że kąciki moich ust także podnoszą się do góry, jakby jakaś niewidzialna moc kazała im to zrobić. - Albo porozmawiaj z nim o tym co czujesz. 
   - Chyba brakuje mi odwagi na rozmowę - wyznaję, składając usta w cienką linię. Kiedyś rozmawialiśmy o wszystkim. Kiedyś byliśmy szczęścili. Kiedyś byliśmy razem na zawsze.
     Jestem tchórzem jestem tchórzem jestem tchórzem
   - Zawsze brakuje odwagi. Ale w końcu trzeba to zrobić - uśmiecha się przyjaźnie, a ja przez chwilę analizuję jej słowa. 
   - Masz rację - Odwzajemniam uśmiech i przytulam ją mocno w geście podziękowania. Jak dobrze mieć osobę, na którą zawsze można liczyć; można z nią płakać i się śmiać i robić wszystko, dosłownie wszystko. 
     Do salonu wchodzi radosny Federico, który rozmawia z kimś przez telefon. Dostrzegam na twarzy Ludmiły prawie niewidoczny ślad zazdrości. Mam nadzieję, że już się pogodzili. Nie lubię, gdy ktoś się kłóci. Ludzie odchodzą tak szybko, nie ma czasu na niepotrzebne rzucanie słów na wiatr. Każda sekunda jest ważna. Kiedyś tych sekund zabraknie. Kiedyś każdy z nas przestanie istnieć.  
     Brunet odkłada telefon na szklany stolik. Kąciki jego ust nadal unoszą się w ciepłym uśmiechu. Patrzy na swoją dziewczynę, a ona posyła mu zimne spojrzenie i unosi dumnie głowę. Mężczyzna podchodzi do niej i delikatnie całuje aksamitny policzek. 
   - Kochanie, teraz nie będziemy się do siebie odzywać? - pyta. Jego twarz aż lśni radością. Chciałabym patrzeć na świat w taki sposób, jak on to robi. Ludmiła nie odzywa się. Federico patrzy na mnie z nadzieją, że się odezwę. Wywracam oczami, po czym mówię:
   - Luśka, nie ma sensu się kłócić. A ty ją przeproś to ci wybaczy.
   - Przepraszam - szepcze i składa usta w cienką linię. Widzę w jego spojrzeniu żal i smutek. Chyba pierwszy raz. Blondynka podnosi swój wzrok na jego twarz. Dostrzegam coś na kształt delikatnego uśmiechu. Mężczyzna przytula ją mocno i tkwią w tym uścisku tak długo, jakby bali się, że kiedyś im tego zabraknie. 

***

     Dochodzę do miejsca, z którym wiąże się wiele moich wspomnień. 
     Moje serce ciągle szepcze imię ,,Leon" i choć pragnę, aby przestało, to nie mogę nic zrobić.
     Księżyc swym blaskiem oświetla moją twarz. Miliardy gwiazd lśnią sentymentalnym blaskiem, nie pozwalając niebu zostać pustym. 
     Kilka wysokich drzew stoi przy wąskiej ścieżce, a ich cienie padają na mokrą trawę. 
     Jestem tu sama. Jedynym towarzyszem jest szepczący wiatr i szum stęsknionych roślin. Zimne krople deszczu wbijają się w moją skórę, dodając do krwi kolejną dawkę bólu i rozpaczy. Czuję pustkę. Kręci mi się w głowie i mam ochotę umrzeć. Zamknąć powieki. Zapomnieć o całym świecie. Nie obudzić się. Zgasić swoje istnienie. 
     Łzy mieszają się z kroplami deszczu i spływają z mojej twarzy tą samą ścieżką. Nadzieja przytula mnie najmocniej jak potrafi, walcząc ze smutkiem o miejsce w umyśle. 
     Przeźroczyste sylwetki tańczą przed moimi oczami, śmieją się i zachęcają do wspólnej zabawy. Cieszę się razem z nimi, uśmiech zdobi moją zapłakaną twarz. 
     I nagle czar pryska. Znikają tak szybko, jak się pojawiły. 
     
     Ich już nie ma.
     I nigdy nie było.

*** 
Witam ^^
Rozdział jest jaki jest. Szczerze, nie podoba mi się. 
Jednak opinię zostawiam wam :)
Dziękuję za wszystkie motywujące komentarze! <3 
Zapraszam do zakładki "Zaproś do siebie". 
Z chęcią poczytam wasze blogi :>
Jeżeli zajmuję wam miejsca, albo wy sobie zajmujecie, 
to wracajcie do nich.. Tylko o to proszę :<
Postanowiłam, że rozdziały będą pojawiały się co tydzień we wtorek. 
To chyba wszystko co chciałam napisać :)

Do następnego!
Believe ;*
    

czwartek, 15 października 2015

Rozdział 2: Znam go

   

It's been so lonely whithout you here
Like a bird without song
Nothing can stop these lonely
tears from falling
Tell me baby where did I go wrong

                           ~ Sinead O'Connor 

***

Z dedykacją dla Blake  


     Delikatny zarys księżyca ukazuje się pośród miliardów gwiazd na niebie i mam wrażenie, że każda z nich jest kluczem do nieskończonej ilości bram; niektóre otwierają drogę do szczęścia, inne do smutku, a jeszcze inne do zagubienia.
     Blada poświata wpada do pokoju, próbując rozproszyć mroki pochmurnego wieczoru. Podchodzę do okna. Blask jednej z lamp przydrożnych odbija się na drodze, która ciągnie się między wysokimi wieżowcami. Światła w oknach powoli gasną, jedno po drugim, jak za dotknięciem magicznej różdżki.
     Dostrzegam zarys wysokiej sylwetki pod jednym z drapaczy chmur, mając wrażenie, że owa postać macha do mnie w geście powitania, a przez jej twarz przemyka cień delikatnego uśmiechu. Szmaragdowe tęczówki lśnią niepowtarzalnym blaskiem. Czarna bluza i kaptur zasłaniający twarz, nie pozwalają spojrzeć w głąb tajemniczego oblicza choćby na jedną sekundę. Odwracam wzrok. Do mojego serca wkrada się dziwne uczucie; tęsknota za czymś, co prawdopodobnie nigdy nie istniało...

***

     Patrzę w lustro. Zmęczona życiem dziewczyna spogląda na mnie i nie mogę do końca uwierzyć, że to ja. Krzyk Ludmiły przerywa dobijającą ciszę. Wywracam oczami, sfrustrowana. Za godzinę wychodzimy, a ona zajmuje się Federico. Cud, że w ogóle pamięta o moich urodzinach. Nie potrzebuję ogromnej imprezy z mnóstwem alkoholu i milionem gości, chcę choć na moment poczuć się szczęśliwa.
     Wzdycham głośno, czując dziwne ukłucie w sercu i nie wiem do końca, czym jest wywołane. Zazdrością? Smutkiem? Cieszę się, że moja najlepsza przyjaciółka znalazła swojego księcia z bajki, jednak z drugiej strony przykro mi, że nie jestem już u niej na pierwszym miejscu i nigdy nie byłam.

     Delikatnie pomalowane rzęsy mienią się w bladym świetle lampy. Muskam usta szminką w jasnym odcieniu różu. Wychodzę z łazienki, uśmiechając się. Pod tym uśmiechem kryje się cała prawda smutku, całe cierpienie i tylko jedna, jedyna kropelka szczęścia. Gotowa do wyjścia siadam na skórzanej kanapie, czekając na Ludmiłę i Federico. Mija 15 minut, zanim się zjawiają. Schodzą po schodach, całując się namiętnie i dziwię się, że jeszcze nie upadli. Biała sukienka zdobi zgrabną sylwetkę blondynki, a jej Romeo stoi obok, ubrany zwyczajnie, aczkolwiek w sam raz na wyjście do klubu. Śmieję się krótko na ich widok; są tacy zakochani w sobie. 
     Opuszczamy apartament o godzinie 21. Pogoda niezbyt dopisuje, ale jest to najmniejszym problemem. Krople deszczu odbijają się od szyby samochodu wystukując tajemniczy, nieodgadniony szyfr i zostawiając po sobie jedynie mokry ślad. 
     Duży napis ,,Future" swym zielonym blaskiem oświetla ciemne progi klubu nocnego. Głośna muzyka dociera do moich uszu. Nie miałam ochoty na jakiekolwiek wyjście, a szczególnie do tak głośnego miejsca. I co z tego, że są moje urodziny. Jeżeli coś ma się zmienić, to tylko na gorsze.  
     Podchodzę do baru, zamawiając sobie drinka. Ludmiła i Federico znajdują się na parkiecie, zatraceni w szalonym tańcu. 
   - Ja płacę - Stanowczy, lecz aksamitny głos dociera do moich uszu. Zdziwiona odwracam głowę. Wyższy o kilkanaście centymetrów mężczyzna stoi obok mnie i przez chwilę zastanawiam się czy jego wypowiedź na pewno dotyczyła mnie. Tajemniczy uśmiech błyszczy na jego twarzy. Włosy postawione na żel lśnią w delikatnym świetle kolorowych światełek. Urocze dołeczki dodają owej sylwetce dziecięcego uroku. I te piękne, szmaragdowe oczy, które dosłownie zarażają swoją radością. Są głębokie jak morska woda i przyrzekam, że to jedyne morze, w którym mogłabym zatonąć. 
     Znam go jest taki sam jak Mój znajomy jest do niego bardzo podobny. 
     Mężczyzna wręcza barmance banknot dwudziestozłotowy, podaje mi drinka i gestem ręki wskazuje, abyśmy usiedli na kanapie. A może to jakiś zboczeniec, któremu zależy tylko na jednym? A może tylko udaje miłego? Jest coś, co nie pozwala mi tak myśleć i jak zahipnotyzowana zajmuję miejsce na przeciwko niego. To dziwne. Nawet bardzo. Obcy facet stawia mi drinka, a potem chce rozmawiać. Może to ja jestem dziwna.
   - Przyszłaś tu sama? - Pytanie, którego spodziewałam się najbardziej pada z jego ust. Nawet się nie przestawił, a ja mam mu odpowiadać. Boję się zapytać o jego imię. Jest tak cholernie seksowny, znajomy
   - Mam dziś urodziny. Przyszłam z przyjaciółką i jej chłopakiem.
   Mimo to, że chcę spojrzeć w zupełnie inną stronę jest coś, co nie pozwala mi oderwać od niego wzroku. Pytanie o imię jest tak nurtujące, że nie daje mi spokoju, ale mimo to dalej milczę. 
   - Chodzi o tę blondynkę? - kiwa głową w kierunku Ludmiły. Przytakuję. - Ładna. 
     Jego komentarz nieco mnie dziwi i pewna natrętna myśl podpowiada, że jest dupkiem. Karcę się za to w myślach; nie mogę oceniać ludzi, z którymi wymieniłam zaledwie dwa zdania. To nie w moim stylu. 
   - A tak w ogóle to wszystkiego najlepszego - mówi i uśmiecha się przy tym szelmowsko. W jego wzroku dostrzegam pewien znajomy blask, blask radości, który już gdzieś widziałam. '
     Znam go znam go znam go
   - Dziękuję - Kąciki moich ust unoszą się do góry w niepewnym uśmiechu. Przez chwilę moje ciało ogarnia niepokój. 
   - Masz na imię Violetta, prawda? - zadaje pytanie, a ja czuję, że kręci mi się w głowie. Skąd on, do cholery, zna moje imię? Nie wierzę. 
     On też mnie zna.
     Coraz bardziej się niepokoje i dociera do mnie, że nie chcę tu być. Chcę wrócić do domu, nie myśleć o tych wszystkich wydarzeniach, tylko po prostu zamknąć oczy i przenieść się do innego świata. Chociaż raz. Chociaż na moment. Wstaję, zgarniam torebkę i posyłam mu swe zimne spojrzenie, w którym tańczą ogniki zdziwienia i tęsknoty.
   - Wybacz, muszę iść - burczę nonszalancko i odchodzę, znikając w tłumie tysiąca tańczących sylwetek i tonę w wirze własnych, niepokojących przemyśleń. 

*** 

     Wracamy do domu po pierwszej w nocy. Mam ochotę już nigdy nie pojawić się w tym miejscu; w najbardziej znanym klubie w Nowym Jorku. Nie wiem, co tak na mnie zadziałało. Tajemniczy mężczyzna, którego imienia nie znam czy sentymentalny ślad w sercu, który przywołał ze sobą masę bolących wspomnień. 
     Złoty blask księżyca rozjaśnia salon, w którym do tej pory panowała ciemność. Ku mojemu zdziwieniu Federico śpi w swojej sypialni, a Ludmiła czyta książkę, pogrążona w bladym świetle lampy. Przyglądam się jej twarzy, która mówi jak owa lektura bardzo ją wciągnęła. Jednak dostrzegam coś jeszcze. Pewne uczucie, które zawitało w jej dobrym sercu od niedawna, niestety zostaje to dla mnie tajemnicą. Nie wiem, co mam robić; podejść, zapytać co się stało czy siedzieć i zastanawiać się, o co chodzi. Pierwsza propozycja wydaje się nieco bardziej kreatywna. 
     Kiedy pytam, co się stało odpowiada, że nic. Chcę zadać kolejne pytanie ale rezygnuję wiedząc, że nie chce rozmawiać na ten temat.
   - Kim był ten facet, z którym rozmawiałaś? - Głos mojej przyjaciółki dociera do moich uszu i przez chwilę zastanawiam się co mam jej odpowiedzieć. Na jej twarz wkrada się zarys cwanego uśmiechu. Odwzajemniam gest i rumienię się lekko. 
   - Postawił mi drinka, pogadaliśmy i tyle... Nawet nie znam jego imienia. 
   - Nie przedstawił ci się?
   - Nie, ale znał moje imię, nie wiem skąd.
     Na samo wspomnienie jego zmysłowych ust i tajemniczego wyrazu twarzy dziwne uczucie podniecenia włada moim ciałem. Przygryzam dolną wargę, a owy mężczyzna pierwszy raz staje się chwilowym obiektem moich pożądań. 
   - Naprawdę? - pyta Ludmiła z niedowierzaniem. Kiwam głową. 
     Federico schodzi po krętych, brązowych schodach i już po chwili znajduje się obok Ludmiły. Obejmuje ją w talii, delikatnie całując aksamitny policzek. Rumienię się lekko i postawiam iść do swojej sypialni i dłużej im nie przeszkadzać. Moją jedyną obawą na chwilę obecną jest jedynie to, że nie będę mogła spokojnie zasnąć...

     Promienie słońca przedzierają się przez fioletową zasłonę, chcąc oszukać szarą rzeczywistość i zmusić do uśmiechu. Słyszę krzyk Ludmiły i pierwsze, co przychodzi mi na myśl to to, że kłoci się z Federico. Podnoszę się z łóżka i wchodzę do łazienki w celu doprowadzenia się do porządku.
     Schodzę na dół i posyłam blondynce pytające spojrzenie, a ona tylko wzdycha głośno.
   - Cham - burczy pod nosem, dłonią dotykając czoła. 
   - O co się pokłóciliście?
   - Okłamuje mnie i tyle - mówi, udając twardą, lecz tak naprawdę jej serce jest stłuczone na miliard malutkich kawałeczków i chce wyrazić swoje uczucia płacząc, lecz nie robi tego. Przytulam ją. Wiem, że nic nie działa lepiej od ciepłego uścisku, który wyraża wszystkie emocje. Chcę, żeby wiedziała, że może liczyć na mnie nawet w najgorszej sytuacji. Zawsze.
     Słyszę dzwonek do drzwi. Patrzę na Ludmiłę. Gestem ręki pokazuje, że otworzy.
   - Violu, ktoś do ciebie - oznajmia. Moje serce ogarnia niepokój i coś podpowiada mi, że to gość, którego najbardziej się obawiałam. 
     Podchodzę do drzwi i niewidzialna dłoń ściska mi gardło, przez co nie mogę mówić. Ta sama tajemnicza sylwetka stoi przede mną. Znowu mam zaszczyt patrzeć na tę idealną twarz. Z każdą sekundą dostrzegam coś znajomego, jakbym widziała go już kilka lat wcześniej.
   - Co tu robisz? - pytam. Dumne spojrzenie zatrzymuje się na wysokości moich oczu. Rumienię się. Mężczyzna uśmiecha się szelmowsko i pokazuje mi malutkie, bordowe pudełeczko. Marszczę brwi nie wiedząc, o co chodzi. Wręcza mi przedmiot, otwieram go. Szatyn nie odzywa się. W środku znajduje się łańcuszek z małą zawieszką, na której są pierwsze litery imion.
     Patrzę na niego z niedowierzaniem.
     Znam go.

***

Witam! ^^ 
Bardzo Wam dziękuję za wszystkie komentarze pod rozdziałem pierwszym! Jesteście wspaniali :*
Przed wami rozdział drugi, nie wiem, czy wyszedł fajnie czy nie..
Opinię pozostawiam wam :) 
Mam nadzieję, że pod tym rozdziałem będzie jeszcze więcej komentarzy niż pod poprzednim! ^^
Uwielbiam was <3 
Believe :*