piątek, 8 kwietnia 2016

Rozdział 14: Warto żyć


I'll be right here now,
to hold you when the sky falls down
I will always 
be the one who took your place

                                            ~ Ashes Remain

***

     Niektórzy pytają, co to miłość. A miłości nie da się opisać. Trzeba ją po prostu przeżyć. Trzeba samemu poczuć, jak serce bije szybciej na widok tej jedynej osoby, trzeba chociaż raz wylać z siebie morze łez, okazując tęsknotę, trzeba zdać sobie sprawę, że można zrobić wszystko, aby tylko zobaczyć czyjś uśmiech, lśniący w blasku księżyca.

     Silne ramiona Leona obejmują mnie, a ja śmieję się krótko.
   - Kochanie, pójdziemy na spacer? - pyta, jakby bardzo mu na tym zależało. Uśmiecham się wesoło, po czym zgadzam się. Mgła unosi się w górze. Nie widać prawie nic, jedynie szarą powłokę, która zasłania ziemię. Chwytam Leona za rękę, i już po chwili idziemy razem do przodu, przemierzając drogę donikąd. 
     Przez piętnaście minut rozmawiamy na wszystkie tematy, a ja zastanawiam się, dlaczego tak długo go nie było, gdzie się podziewał, czemu nie tęsknił i nagle zdaję sobie sprawę z tego, że to co najlepsze, dopiero przede mną.
      Leon delikatnie muska mój policzek. Blask księżyca przebija się przez ciemne chmury i oświetla drogę. Mam wrażenie, że za chwilę zacznie padać deszcz. Nie ma nic piękniejszego od srebrnych kropli wody, wbijających się w skórę.
     Mocny podmuch wiatru rozwiewa moje włosy, a ja mocniej chwytam dłoń Leona, jakby powietrze było czymś, co mogłoby nas rozdzielić. 
   - Wracajmy do domu - mówię i wdycham powietrze.
   - Zimno ci?
   - Nie, po prostu chcę wracać do domu - odpowiadam. 
     Mężczyzna uśmiecha się szelmowsko, po czym ściąga swoją bluzę i oddaje mi ją. Rumienię się delikatnie, po czym biorę od Leona ubranie i zakładam na siebie.
   - Dżentelmen - komentuję.
   - Bardziej książę z bajki. 
   - Książę z bajki chyba nie oddaje nikomu swojej bluzy.
   - Dla księżniczki wszystko - Kąciki jego ust wyginają się w słodkim uśmiechu, za który mogłabym oddać życie, po czym całuje mnie delikatnie.

     Wchodzimy do mojego apartamentu i mam nadzieję, że Federico i Ludmiły nie ma w domu, jednak okazuje się złudna. Brunet siedzi na kanapie i ogląda jakiś nudny serial, a Ludmiła pewnie jest w sypialni i czyta książkę. 
   - Siema stary - mówi Fede, kiedy nas dostrzega. Podchodzi do Leona i podają sobie ręce. Myślałam, że Pasquarelli nie lubi Verdasa po tym, jak wyjechał. Jednak stracona przyjaźń zawsze pozostawia po sobie jakiś ślad, który chowa się gdzieś głęboko, w sercu i w niektórych przypadkach znowu się odradza, silniejsza, niż dotychczas. 
   - Cześć - odpowiada Leon. 
Siadają na kanapie i rozmawiają o tematach, których ja nigdy nie zrozumiem. Ludmiła schodzi po schodach. Dostrzegając Leona patrzy na mnie i marszczy brwi, a po chwili uśmiecha się cwanie. Odpowiadam jej radosnym spojrzeniem i wracam do salonu.
     Siadam na kanapie, opierając się o tors Leona, a on obejmuje mnie ramieniem.
   - Fede, wychodzę - mówi Ludmiła. Zakłada buty i otwiera drzwi. Brunet staje z kanapy. Podchodzi do blondynki i całuje ją w policzek.
   - Gdzie idziesz? - pyta.
   - Do Vanessy - odpowiada, a ja czuję dziwne ukłucie w sercu. Jakby było coś złego w tym, że ma też innych znajomych. Jednak myśl, że Lu spotyka się z tą suką mnie przeraża. Co ona w niej widzi? Zwykła pusta lala, która myśli tylko jak mieć każdego dla siebie.
     Zupełnie tak jak ty
     Wzdycham głośno i mocniej wtulam się w tors Leona. Jak wszyscy odejdą, to przecież będę miała jeszcze jego. Chyba, że on też odejdzie.
   - Coś się stało, kochanie? - pyta mężczyzna. Patrzę w jego szmaragdowe tęczówki, za którymi tak bardzo tęskniłam. Widzę w nich ogromny ocean, utworzony przez głębokie morza smutków i chwil radości, a po chwili sama w nim tonę. 
   - Wszystko dobrze - Uśmiecham się. Jego wyraz twarzy wyraża lekkie zdezorientowanie, przez co wygląda tak słodko, że moje serce zaczyna wybijać coraz szybszy rytm. I choć bym chciała, to nie umiem się na niego gniewać. Każdy z nas jest tylko człowiekiem, każdy popełnia błędy, nie ważne jakie. Są rzeczy, których nie da się cofnąć, są sytuacje, które wpływają na naszą przyszłość w stu procentach, ale jakoś trzeba sobie radzić. Przecież po to się urodziliśmy, po to tu jesteśmy, aby żyć, nie ważne czy łatwo czy trudno, po prostu żyć. 
   - Kocham cię - mówię. szeroki uśmiech rozjaśnia twarz szatyna. 
   - Ja ciebie też - szepcze cicho, a ja jestem pewna, że te słowa wystarczą mi, aby serce przestało bić, by po chwili znów zamienić się w dzikie zwierze; te słowa chciałabym słyszeć każdego dnia, w każdej sekundzie swojego kruchego życia.
     Leon łączy nasze usta w pocałunku, który sprawia, że stado motyli lata w moim brzuchu. Nadal zastanawia mnie to, jak można mieć tak miękkie, idealne usta, które całują najlepiej na świecie. 
     Ręce Leona błądzą po moim brzuchu, wywołując uczucie ciepła w podbrzuszu. 
     Słyszę głośne westchnięcie Federico. Patrzymy na niego oboje, jakby było coś złego w tym, że jest w domu i na nas patrzy. Mrożę go wzrokiem, a on unosi ręce w geście obronnym.
   - Okej, okej, spokojnie - mówi - już idę - i odchodzi w stronę swojego pokoju. Leon śmieje się krótko. Podnoszę się i siadam mu na kolanach. 

***

   - Nie bój się - mówi szatyn. Silnik motoru gaśnie, sprawiając, że słychać tylko delikatny szum drzew i spokojne podmuchy wiatru. Leon podchodzi do mnie i chwyta za rękę. Patrzy w moje oczy tak, jakby właśnie ten gest miał przekonać mnie do pojechania z nim; jakbyśmy właśnie dzięki temu mieli pognać w nieznane, zostawiając ze sobą wszystkie smutki i żale. Razem. 
   - Przecież będę przy tobie - szepcze. Wiatr delikatnie porusza jego włosami. Uśmiecham się, a on już rozumie, że mu uległam. Powoli wchodzi na motor, a ja siadam za nim, mocno oplatając go dłońmi w pasie. Opieram głowę o jego plecy, mocno wdychając powietrze. - Trzymaj się mocno - mówi, odpalając silnik motoru. I w tym właśnie momencie ruszamy, wiatr plącze mi włosy, zabierając ze sobą wszystkie zmartwienia, trzymam się mocno Leona i obserwuje świat, który mija tak szybko, że trudno go uchwycić w całości. 
     Chmury płyną po niebie, jakby chciały być szybsze od nas, lecz im się to nie udaje. Słońce powoli chowa się za horyzontem, rzucając jedynie blade poświaty, które mają na celu pożegnać miniony dzień. Delikatny zarys księżyca maluje się na ciemnym niebie, tańcząc razem z gwiazdami. 
     Noc bierze nas w swoje objęcia, a my jesteśmy tu razem, przemierzając długą drogę i pragnąc, żeby ten dzień nigdy się nie skończył, żeby życie trwało wiecznie. Czasami można poczuć się tak, jakby czas stanął w miejscu i wtedy nie liczy się już nic, tylko tu i teraz.  
     Takich chwil jest coraz mniej.
     Dla takich chwil warto żyć. 

***

Witam was 
po dość długiej przerwie 
i mam nadzieję, że jeszcze trochę was tu jest :)
Jak widzicie dodaję rozdział,
czyli wena powróciła,
i szczerze całkiem mi się podoba, 
a szczególnie końcówka,
która była 
pisana na spontanie :D
Mam nadzieję że wam także się
podoba i liczę 
na dużo komentarzy ;)
Dziękuję ;)

Believe <33