When the lights turned down
they don't know what they heard
Strike the match, play it loud
giving love to the world
We'll be raising our hands,
shining up to the sky
Cause we got the fire
~ Ellie Goulding
***
Stoję przy oknie i wpatruję się w świecący księżyc od kilkunastu minut. Tylko to dodaje mi teraz otuchy. Myśl, że Leon patrzy w to samo niebo co ja, w jakimś stopniu jest pocieszająca. Wyjechał dopiero dwa dni temu, a ja już za nim tęsknie.
Uśmiecham się delikatnie. Gwiazdy tańczą na czarnym niebie, bawiąc się z szarymi obłokami. Delikatny szum wiatru zachęca je do wspólnego lotu, jednak one zostają w miejscu i nadal lśnią, lśnią, jakby chciały rozjaśnić najczarniejsze myśli.
Słyszę pukanie do drzwi. Uśmiechnięta Ludmiła przekracza próg mojego pokoju, a ja mam wrażenie, że nagle cały świat zaczyna się śmiać.
- Vilu, pójdziesz ze mną na zakupy? Za trzy dni urodziny Fede, a ja nie mam dla niego prezentu - tłumaczy. Kąciki moich ust delikatnie unoszą się do góry.
- Jasne - odpowiadam cicho i ostatni raz zerkam na księżyc, a on tylko mruga do mnie i uśmiecha się pocieszająco, a potem chowa się za kłębiastym obłokiem, obiecując, że niedługo wróci.
***
Nogi powoli odmawiają mi posłuszeństwa. 1000 myśli krzyczy w mojej głowie, wywołując ogromny ból. Miałyśmy pójść tylko po prezent dla Federico, a Ludmiła zdążyła zwiedzić już każdy możliwy sklep.
- Luśka, długo jeszcze? Jestem zmęczona - wzdycham głośno. Ile można zastanawiać się nad kupnem j e d n e j sukienki.
- Zdecydowałam, że biorę niebieską - odpowiada rozpromieniona. Za każdym razem, kiedy na mnie spojrzy i się uśmiechnie, kąciki moich ust same unoszą się do góry.
- Nareszcie - mówię cicho.
- Pójdziemy jeszcze tylko do kawiarni i wracamy do domu - postanawia blondynka z entuzjazmem, a ja kręcę głową z dezaprobatą.
Upijam łyka kawy, mając nadzieję, że moje zmęczenie minie, lecz to chyba na nic. Zegar wybija dopiero dziewiętnastą, a niebo już jest czarne. Uwielbiam zimowe wieczory.
Ludmiła siedzi na przeciwko mnie i właśnie kończy jeść swoją szarlotkę. Patrzy na mnie badawczym spojrzeniem, a ja wzdycham cicho.
- Coś się stało? Wyglądasz na smutną - pyta z niepewnością w głosie i pewna natrętna myśl każe odpowiedzieć mi, że wszystko jest okej, każe mi skłamać, a potem mówi, że przecież i tak nikogo nie obchodzi moje poczucie humoru.
- Wszystko jest dobrze - kłamię i uśmiecham się sztucznie, najlepiej jak potrafię - Jestem po prostu zmęczona - dodaję, w duchu błagając Boga o to, aby dał mi więcej siły. Błagam go o to, aby dał mi więcej radości i pozwolił jakoś przetrwać kilka kolejnych dni. Lecz to chyba na nic. Na tym świecie mogę liczyć tylko na siebie.
Sama do końca nie wiem, co jest powodem mojego smutku. Może ja po prostu nie umiem być szczęśliwa. A może nie chcę. Albo po prostu tego wszystkiego jest tak dużo, że sama nie wiem za co najpierw mam się zabrać i unikam radości. Jestem zbyt zmęczona, żeby o tym wszystkim myśleć. Los cały czas przywołuje nowe problemy, a ja jeszcze nie rozwiązałam starych. Czy tylko dla mnie to wszystko jest takie trudne?
Wychodzimy z ogromnego centrum handlowego a ja chyba pierwszy raz tak bardzo chcę wrócić do domu. Już z niczego nie potrafię się cieszyć. Nawet z przyjaźni, którą los raczył mnie obdarować.
Delikatny wiatr otula moją twarz. Unoszę wzrok i znowu dostrzegam księżyc, który drugi raz się do mnie uśmiecha. Próbuję odwzajemnić uśmiech, jednak nie udaje mi się to. Moje myśli przepełnione są smutkiem i nikt nie jest w stanie tego zmienić.
Przekraczam próg apartamentu i od razu kieruję się w stronę swojego pokoju. Chciałabym spędzać teraz czas z Ludmiłą, ale nie chcę zepsuć jej humoru swoim nudnym gadaniem i żaleniem się. Chyba wolę być sama.
Siadam na łóżku i wyjmuję czarny zeszyt oraz chwytam do ręki długopis.
Tamte chwile były tak ulotne, że czasami zastanawiam się, czy kiedykolwiek coś znaczyły. Uczucie szczęścia trwało tak krótko, że czasami mam wrażenie, że tak naprawdę nigdy go nie doświadczyłam. Lecz gdzieś w najciemniejszych kątach umysłu nadal widzę twój uśmiech, który lśnił wtedy jaśniej niż księżyc. Pamiętam wszystkie spojrzenia, które wymieniliśmy. A przecież było ich tak wiele.
I kiedy jeszcze wszystko było dobrze, kiedy szczęście stało tuż za rogiem, wiatr wyszeptał twe imię.
Czuję jak moje serce zaczyna szybciej bić, nie mogę się uspokoić, myślę o nim i z każdą sekundą coraz bardziej pragnę go zobaczyć, coraz bardziej chcę, aby był teraz przy mnie i coraz bardziej boję się, że już nie wróci. Blask nadziei gubi się gdzieś w odmętach ciemności i widzę, jak najmniejszy płomień wiary nagle przestaje płonąć. Próbuję zrobić wszystko, żeby przywrócić go do życia, jednak moje serce zaczyna wątpić w to, że jeszcze kiedykolwiek odnajdę miłość.
Mam ochotę zadzwonić do niego i upewnić się, że za dwa tygodnie znowu się zobaczymy, ale duma nie pozwala mi tego zrobić. Nie mogę pokazać mu, że za nim tęsknie. Pocałowaliśmy się, lecz ja nadal nie mam pewności, czy Leon naprawdę mnie kocha.
Robię wszystko, aby się nie rozpłakać, lecz to na nic. Moje oczy w ułamku sekundy zostają osłonięte szklaną szybą łez, które już po chwili zaczynają rysować drogę po moich policzkach i spadają na ziemię, poruszając serce tak bardzo, że prawie przestaje bić.
Przymykam oczy i obrazy z przeszłości malują się w mojej głowie.
Blask księżyca oświetlił drogę, będąc teraz jedynym reflektorem. Wtuliłam się mocno w tors Leona, a on objął mnie ramieniem. Czułam rytm, w którym biło jego serce i zdałam sobie sprawę z tego, że moje bije tak samo.
- Jesteśmy - powiedziała uśmiechnięta Ludmiła. Przed moimi oczami malowała się ogromna plaża. Słońce schowało się za linią horyzontu, uśmiechając się jedynie i obiecując, że wróci jutro. Leon rozłożył koc na piasku. Uśmiechnął się delikatnie i musnął moje usta. Ściągnął swoją koszulkę. Popatrzyłam na niego. Kąciki jego ust uniosły się w uwodzicielskim uśmiechu. Spojrzałam w szmaragdowe oczy mężczyzny i od razu wiedziałam, o co mu chodzi. Zaśmiałam się cicho. Położyłam się na kocu, a Leon usiadł obok mnie. Ludmiła kąpała się z Federico w morzu, a my w tym czasie podziwialiśmy niebo.
Gwiazdy tańczyły balet, świecąc swoim blaskiem. Wiatr pachniał wolnością. Patrzyliśmy w niebo kilkanaście minut, wtuleni w siebie i nic nie było nam potrzebne do szczęścia, tylko rytm naszych oddechów i bicia serc.
- Niebo kiedyś upadnie - zaśmiał się Leon. Wtuliłam się mocno w jego tors i wtedy pierwszy raz pomyślałam, że kiedykolwiek może mi go zabraknąć.
Słyszę dźwięk swojego telefonu. Przeciągam palcem po wyświetlaczu, odbierając.
- Halo?
- Cześć - słyszę aksamitny głos Leona i nagle mój oddech przyspiesza. Nie chcę, żeby usłyszał mój łamiący się głos - Violu, muszę ci coś powiedzieć. - mówi i 100 000 000 czarnych myśli tupie w mojej głowie.
- Coś się stało? - pytam zaniepokojona.
- Nie wiem, kiedy wrócę - mówi cicho, lecz ja doskonale słyszę każde jego słowo i czuję, jak moje serce zaczyna płakać. Płomień nadziei gaśnie, i zostawia po sobie jedynie malutką, prawie niewidoczną iskrę.
I nagle zdaję sobie sprawę z tego, że niebo właśnie upadło.
***
Hej ^^
Rozdział udało mi się napisać w miarę szybko,
więc dodaję :D
Dziękuję wam za wszystkie komentarze pod poprzednim,
bardzo mnie motywujecie <3
Jak widzicie dodałam do rozdziału
wspomnienie,
tak jak na poprzednim blogu,
ponieważ myślę że jest to całkiem fajne :)
Mam nadzieję, że rozdział wam się podoba
i że pod tym będzie jeszcze więcej
komentarzy niż pod poprzednim <3
Kocham was <3
Believe ;)