wtorek, 16 lutego 2016

Rozdział 12: Gdyby miłość miała skrzydła


A million shards of glass
That haunt me from my past 
As the stars begin to gather
And the light begins to fade
When all hope begins to shatter
Know that I won't be afraid 

                                   ~ Sam Smith 

***


Z dedykacją dla Wiczka Blanco



     I nagle deszcz przestaje padać.

     Stoimy wtuleni w siebie, krople już nie wbijają się w moją skórę. Teraz jedynie blask księżyca oświetla z góry ulice.
     Czuję ciepły oddech Leona na swojej szyi i teraz mam już pewność, że nie śnię. Mam pewność, że nie przytulam wymyślonej osoby. Mam pewność, że wrócił a jednak jest coś co sprawia, że mam wątpliwości. Może przyjechał tylko na kilka dni? A potem znowu wyjedzie i mnie zostawi.
     Mija 4, 5, 6 minut, a my nadal się do siebie nie odzywamy. Tkwimy w ciepłym uścisku, i chociaż zimny podmuch wiatru otula moją twarz, rozwiewa włosy, a chłód wspina się po moich plecach, nie odczuwam, że jest mi zimno. Leon przytula mnie tak, jakby bał się, że w końcu ucieknę i już nigdy się nie zobaczymy.
     Mam wrażenie, że ciepła łza szatyna spada na moją skórę. Ten gest sprawia, że jestem taka
rozdarta, nie wiem już co mam myśleć, nie wiem co robić.
     Leon w końcu rozluźnia swój uścisk.
     W ciemności błyszczą jedynie wysokie lampy przydrożne i jego szmaragdowe tęczówki, w których już dawno nauczyłam się pływać, a jednak w nich tonę.
     Nie wiem co powiedzieć, moje usta rozchylają się delikatnie w geście zdziwienia, bo nadal nie wierzę, że wrócił. Nie odzywa się przez chwilę, bo widocznie też zabrakło mu słów. Tak bardzo chciałabym wiedzieć o czym teraz myśli i co czuje.
     Patrzy na mnie bezradnym wzrokiem. Włosy przykleiły mu się do czoła przez padający wcześniej deszcz. Wygląda jeszcze seksowniej niż dwa miesiące temu. Delikatny zarost pokrywa brodę, dodając mu uroku. W spojrzeniu mężczyzny dostrzegam poczucie winy, lecz gdzieś, głęboko, w najciemniejszej części szmaragdowej tęczówki tańczy cień dumy. Może to właśnie ta duma nie pozwala powiedzieć mu zwykłego ,,przepraszam"? Albo może przyjechał tylko po to, aby powiedzieć mi coś złego. Może znalazł sobie inna kobietę, z którą będzie szczęśliwy. A może chce mi tylko powiedzieć, że jutro wyjeżdża na zawsze, i że już nigdy więcej się nie zobaczymy.
   - Przepraszam - mówi w końcu, spuszcza wzrok i składa usta w cienką linie, nie wiedząc co ma robić. Przeczesuje ręką swoje włosy i zerka na mnie. Wygląda teraz jak mały, niewinny chłopczyk, który zrobił coś złego i stara się to naprawić, tylko nie wie jak. Wygląda jak zwykły człowiek, który nigdy nikogo nie zranił, tylko teraz zrobił to po raz pierwszy i próbuje przeprosić. - Tak jakoś wyszło, że musiałem zostać dłużej i... - Jego tłumaczenie zupełnie nie ma sensu. To tak, jakby coś ukradła i powiedziała, że nie wiedziałam, że to zrobiłam.
   - Nawet nie zadzwoniłeś - szepczę cicho i czuję dziwne kłucie w sercu, jakby ktoś wbił w moje plecy jakiś ostry nóż i nagle go wyjął, a potem zrobił to samo jeszcze kilka razy. Mężczyzna wzdycha głośno i łapie mnie za rękę. Zdziwiona unoszę wzrok na wysokość jego oczu.
   - Wiem i teraz chciałbym to wszystko jakoś naprawić. Ale ty musisz mi w tym pomóc, sam nie dam rady - Uśmiecha się przekonująco.
     Milion myśli włada moim umysłem i nie jestem w stanie spokojnie podjąć decyzji.
     Spuszczam wzrok.
     Jeżeli teraz mu wybaczę, to pokażę, że jestem łatwa.
     A jeżeli się nie zgodzę, to jest możliwość, że sobie odpuści.
   - Przeprowadzam się do Nowego Jorku i nie wyjadę do Włoch, ponieważ otwieram swoją firmę tutaj - próbuje jakoś mnie jeszcze przekonać.
   - Skąd mam mieć pewność, że nie wyjedziesz? - pytam.
   - Nie masz pewności, ale masz moje słowo - mówi.
     Unoszę wzrok.
     I uśmiecha się tak wesoło, jego oczy są pełne nadziei, a ja mam wrażenie, że czuję rytm, w którym bije jego serce. A moje serce bije tak samo.

***

     Promienie słońca wpadają do mojego pokoju i budzą mnie. Otwieram oczy i wzdycham głośno. Wczorajsze wydarzenia dały mi dużo do myślenia. Czy powinnam dać szansę osobie, na której zawiodłam się już kilka razy?  Mam zrezygnować ze swojego szczęścia dlatego, że duma nie pozwala mi normalnie spojrzeć na Leona?
     Kiedy on jest przy mnie, moje serce zaczyna bić 500 razy na sekundę, lecz z drugiej strony czuję, jak łamie się na pół.
     Podnoszę się z łóżka i nagle słyszę dźwięk swojego telefonu. Imię ,,Leon" widnieje na wyświetlaczu. Przymykam oczy i przez chwilę zastanawiam się czy odebrać. Przeciągam palcem zieloną słuchawkę na ekranie telefonu i już po chwili słyszę jego boski, aksamitny głos.
   - Cześć - mówi z entuzjazmem a ja modlę się w duchu, żeby nie powiedzieć czegoś, co mogłoby zgasić jego radość. - Moglibyśmy się dzisiaj spotkać? - pyta dość niepewnie.
   - Chcesz się spotkać w jakimś konkretnym celu? - w moim głosie słychać nutkę irytacji. Zaciskam usta, żeby się nie zaśmiać. Mój humor jest dzisiaj strasznie zmienny.
   - Zobaczenie cię jest moim konkretnym celem - szepcze uwodzicielsko i w myślach widzę jak uśmiecha się dumnie.
   - W takim razie możemy się spotkać - Kąciki moich ust unoszą się w delikatnym uśmiechu.
   - Okej, przyjdę po ciebie o 16.
   - Kocham cię Już nie mogę się doczekać.
     Czuję jak serce zaczyna bić mi szybciej, a oddech przyspiesza. Nawet głupia rozmowa przez telefon wprowadza mnie w taki stan. Albo może to myśli o Leonie tak działają. Nie mam już siły na nic.

***

     Zegar wybija godzinę 16 i już sekundę później słyszę pukanie do drzwi. Uśmiecham się szeroko i otwieram drzwi. Wysoka sylwetka Leona ukazuje się przed moimi oczami. Jestem zaskoczona jego idealnym wyglądem. Włosy postawione na żel, czarna koszula, opinająca mięśnie i szare rurki sprawiają, że wygląda jak ósmy cud świata. Błyszczący uśmiech dodaje do wyglądu nutkę tajemniczości, a oczach lśni blask dumy. 
     Moje usta rozchylają się delikatnie w geście podziwu. Zastanawiam się, jak żałośnie muszę teraz wyglądać. Przymykam na chwilę oczy i w końcu ogarniam się. 
     Delikatny uśmiech zdobi moją twarz.
   - Cześć - mówi cicho, jakby bał się mojej reakcji. Jego widok sprawia, że moje serce zaczyna bić coraz szybciej.
   - Hej - odpowiadam i proponuję wyjście na spacer. 
     

     Słońce rzuca swoje promienie na ulice, rozjaśniając z góry świat. Delikatne podmuchy wiatru zapraszają gałęzie drzew do tańca. Idziemy w ciszy, którą pragnę przerwać. Chcę usłyszeć aksamitny głos Leona, chcę usłyszeć, jak jego usta wypowiadają proste słowa ,,kocham cię" chociaż w głębi serca wiem, że to prawie niemożliwe. 
      Idziemy jeszcze 15 minut, aż w końcu zatrzymujemy się i siadamy na ławce w parku. Na niebie widać delikatny zarys księżyca, przysłonięty białymi chmurami. Kilka gwiazd tańczy spokojnie z gałęziami drzew. 
     W myślach pytam się co będzie dalej, czy będziemy teraz tutaj tak siedzieć, a może za chwilę cały świat wygaśnie, może księżyc wpadnie do oceanu i poleci na dno, a potem już nigdy się nie ukaże.
   - Myślałaś nad naszą wczorajszą rozmową? - zaczyna. 
   - Mhm - mruczę cicho. Patrzę na jego dłonie. Jego delikatne, męskie dłonie, które zawsze były ukojeniem dla mojego zranionego serca. Kieruję wzrok na jego rozbudowane ramiona, które kiedyś obejmowały mnie z siłą pocieszenia. I w końcu zerkam na jego twarz. Delikatne, miękkie usta, całujące z siłą miłości i piękne, lśniące oczy, których spojrzenie sprawiało, że serce ogarniał spokój. 
   - Chciałbym cię jeszcze raz przeprosić - mówi i kładzie dłoń na mojej dłoni. Patrzę w jego szmaragdowe tęczówki i dostrzegam w nich blask miłości oraz malutki cień tańczącej nadziei. 
     Śmieję się krótko. Moje serce bije milion razy na sekundę, a mimo to zbliżam się do niego. Mój oddech przyspiesza, kieruję wzrok na jego idealne usta. 
     Przymykam oczy. Czuję jego wargi na swoich i dziwne uczucie włada moim ciałem. Chcę go dotknąć, chcę być jak najbliżej niego. Teraz nie liczy się już to, że mnie zranił. Wiem, że on naprawdę mnie kocha. Każdy popełnia błędy. 
     Nasz niewinny pocałunek w ułamku sekundy staje się namiętny. Ssie moją dolną wargę, a potem górną, i obie naraz. Kładę dłoń na jego torsie. Czuję język Leona, który dotyka mojego podniebienia. Mam ochotę się zaśmiać, lecz uczucie pożądania jest zbyt silne. 
     Po kilku minutach odrywamy się od siebie. Mój oddech jest nierówny. Leon patrzy na mnie i po chwili uśmiecha się szeroko, uszczęśliwiony. Nie odzywamy się, nie potrzebujemy już słów. Wystarczy tylko ciche bicie serca i ciepły, przyspieszony oddech. 
     Wtulam się mocno w tors Leona. Teraz wiem, że kocham go nad życie i wybaczę mu wszystko, nawet najgorsze błędy, jakie w swoim życiu popełnił.
     

     I jestem pewna, że gdyby miłość miała skrzydła, umielibyśmy latać. 

***

Hej ^^
Jak widzicie dodaję kolejny rozdział,
który w ogóle mi się
nie podoba,
Wam chyba też, bo prawie w ogóle
nie komentujecie, 
ale okej. 
Opisywanie tego pocałunku
to w ogóle jakaś porażka.
Rozdział mi nie wyszedł, 
no ale cóż, 
pewne rzeczy sprawiły że trochę
odechciało mi się 
pisać, nie mam siły :>
Następny rozdział postaram się
dodać w przyszłym tygodniu ;)

Do następnego,
Believe <3 

czwartek, 4 lutego 2016

Rozdział 11: Michael


Without you, I feel broke 
Like I'm half of a whole 
Without you I've got no hand to hold
Without you, I feel torn 
Like a sail in a storm
Without you, I'm just a sad song...
I'm just a sad song...

                                               ~ We The Kings 


***

     Upijam łyka drinka i rozglądam się dookoła. Głośna muzyka rozbrzmiewa w moich uszach. Dostrzegam Federico, Ludmiłę oraz kilka innych osób, tańczących w rytm piosenki. 
     Fede ma dzisiaj dwudzieste drugie urodziny, muszę chociaż udawać szczęśliwą.
     Pamiętam jak rok temu spędzaliśmy ten dzień we czwórkę. Kiedy Leon był przy mnie, wszystko stawało się łatwiejsze. I nawet, jeśli padał deszcz, było dobrze, ponieważ kiedy on był przy mnie, wszystko stawało się kolorowe. Nawet ciemna, smutna noc, która była oświetlana jedynie blaskiem księżyca. 
     Impreza w klubie nocnym to chyba nie najlepszy pomysł. Przecież urodziny można spędzić na milion innych sposobów.
   - Dlaczego nie tańczysz? - aksamitny, męski głos dociera do moich uszu. Unoszę wzrok i dostrzegam wysokiego blondyna, który stoi obok mnie i uśmiecha się szeroko. Nawet go nie znam. Nie potrzebuję kolejnego faceta, który najpierw będzie udawał księcia z bajki, a potem zamieni się w dupka. 
   - Nie mam siły - odpowiadam cicho i zdobywam się na uśmiech, malutki uśmiech, który ma na celu trochę rozjaśnić moją duszę, jednak jest zbyt słaby, żeby to zrobić. 
   - Zatańcz ze mną, okej? - Posyła mi wesołe spojrzenie - Postaram się sprawić, abyś miała siłę. 
     Śmieję się krótko i wstaję ze skórzanej kanapy. Jest taki słodki, że nie potrafię mu się oprzeć. 
   - Mam na imię Michael - mówi, próbując przekrzyczeć muzykę. 
   - Ja jestem Violetta - odpowiadam. Mężczyzna chwyta mnie za rękę, a ja czuję przyjemny prąd i dziwne uczucie podniecenia, inne, niż czułam do tej pory. Mój oddech przyspiesza, a myśli stają się wystarczająco niepokojące, żeby namieszać w moim umyśle. Michael uśmiecha się do mnie delikatnie i już po chwili oboje wtapiamy się w tłum tańczących ludzi.

***

     Boli mnie głowa i nie mogę normalnie myśleć. Język mi się plącze. Nie wierzę, że tyle wypiłam. Alkohol nie działa na mnie dobrze. Zegar wskazuje godzinę 3:04, a ja mam ochotę położyć się do łóżka i nie wstawać przez najbliższy tydzień. 
     Dostrzegam wysoką sylwetkę Michaela, która jest coraz bliżej mnie. Świat wiruje przed moimi oczami. Widzę jedynie uśmiech rozbawienia, który tańczy na twarzy blondyna. 
   - Chyba trochę za dużo wypiłaś - śmieje się krótko i siada obok mnie. - Odwieźć cię do domu? - pyta, a ja zastanawiam się jak to możliwe, że nie wypił nawet jednego kieliszka. 
   - Nie, sama dojdę - mruczę pod nosem i przymykam oczy. Ból głowy nie pozwala mi racjonalnie myśleć. 
   - Mhm, już widzę jak sama idziesz do domu - Patrzy na mnie, kręcąc głową z dezaprobatą. - Chodź.
     Wychodzimy z klubu nocnego i kierujemy się w stronę samochodu Michaela. Mężczyzna otwiera mi drzwi, a ja wsiadam do środka. Blondyn robi to samo i już po chwili odjeżdżamy. 

***

     Wysiadamy z samochodu. Blask księżyca oświetla ulice i wysokie wieżowce. Delikatny podmuch wiatru otula moją twarz i rozwiewa włosy. Chciałabym, żeby Leon był teraz przy mnie. Moja twarz rozpromienia się, kołysana przez uśmiechy do własnych myśli. 
   - Gdzie mieszkasz? - pyta Michael.
   - Na samej górze - mówię, wskazując na wysoki wieżowiec. Mężczyzna wzdycha głośno. Wchodzimy do środka. - Nie musisz odprowadzać mnie pod sam apartament - śmieję się krótko, lecz tak naprawdę pragnę być z jak najdłużej. Dlaczego jedna chwila nie może trwać wiecznie? 
   - Jakbym nie musiał, to bym tego nie robił - Uśmiecha się szelmowsko i posyła mi pełne dumy spojrzenie. Jest w nim coś, co sprawia, że mam wrażenie, że znalazłam bratnią duszę. Jakby było coś, co mamy w sobie oboje, jakieś niewidzialne uczucie, którego w żaden sposób nie mogę odgadnąć. 
     Znajdujemy się pod moim apartamentem. Otwieram drzwi i przekraczam próg. Marzę o tym, aby pójść spać. Teraz. 
   - Mam nadzieję, że będę miał zaszczyt zobaczyć się ponownie - mówi uwodzicielsko, sprawiając, że moje policzki stają się ofiarą szkarłatnego rumieńca. Jeżeli miłość od pierwszego wejrzenia by istniała, to jestem pewna, że już dawno zakochałabym się w nim po uszy. 
   - Zobaczymy, czy zasłużysz... - Nie zdaję sobie sprawy z tego, co mówię. Podchodzę do niego i delikatnie muskam miękkie wargi mężczyzny. - Do zobaczenia - mruczę pod nosem i zamykam drzwi. 

***

     Promienie słońca wpadają do mojego pokoju przez odsłonięte okno. Słyszę głos Federico i Ludmiły. Czy tylko ja byłam pijana? 
     Podnoszę się z łóżka, kierując się w stronę łazienki. Muszę się ogarnąć. Jedynym problemem jest potworny ból głowy. 
     Gotowa schodzę na dół i od razu biorę tabletkę przeciwbólową. 
   - Hej - mówię cicho, widząc Ludmiłę. Blondynka śmieje się krótko, widząc w jakim jestem stanie. Uśmiecham się delikatnie.
   - Podoba ci się Michael? - pyta krótko, a ja prawie wypluwam wodę, którą właśnie piłam. 
   - Jest przystojny, ale nic poza tym. Nawet nie wiem, o czym wczoraj rozmawialiśmy. - odpowiadam beznamiętnie, a Ludmiła patrzy na mnie zirytowanym spojrzeniem. - Dobrze wiesz kogo kocham. Na razie nie mam ochoty szukać sobie chłopaka - Chcę mi się śmiać, z tego co mówię. Jak można kochać kogoś przez dwa lata bez wzajemności? Marnowanie życia i czasu. 
     Na miłość nigdy nie marnuje się czasu
     
***

     Postanawiam pójść na spacer, aby trochę się dotlenić. Mimo tego, że jestem zmęczona, nie mam zamiaru siedzieć w domu.
     Wychodzę z dużego wieżowca, a wiatr od razu przywiewa ze sobą milion zmartwień i jestem teraz więźniem swoich myśli. Unoszę wzrok na pochmurne niebo i staram się myśleć pozytywnie, uśmiecham się, żeby przegonić wszystkie złe uczucia, ale nie udaję mi się.
     Czuję się jeszcze bardziej bezsilnie niż wcześniej. Minęło już 21 lat mojego życia, a ja z niego nie korzystam. Przecież nie można tylko siedzieć i czekać na własną śmierć. 
     Przymykam na chwilę powieki i widzę Leona. Widzę jego uśmiech, którzy lśni jaśniej niż promienie słońca i jest szerszy niż wszystkie oceany na świecie. 
     Otwieram oczy i już go nie ma. Przecież nigdy go nie było. 
     Podmuch wiatru rozwiewa moje włosy. Chłód wspina się po moich plecach, a ja wzdycham głośno. Nagle czuję krople deszczu, które wbijają się w moją skórę jak małe ostrza i zarazem są tak delikatne jak drobne płatki róży. 
     Wyjście z domu nie było najlepszym pomysłem. 
     Gałęzie drzew tańczą na wszystkie strony, pochylają się i lecą do góry, jakby chciały coś uchwycić, jakby były złe na cały świat. 
     Przyspieszam kroku i nagle dostrzegam wysoką sylwetkę, która zmierza w moją stronę. Nasze spojrzenia się krzyżują. Twarz, przykryta kapturem jest odwrócona w moją stronę. Szmaragdowe tęczówki lśnią i wyróżniają się od szarego świata. 
     Moje usta rozchylają się lekko w geście niedowierzania. 
     Mężczyzna podchodzi do mnie i uśmiecha się łagodnie. Kładzie dłoń na moim policzku, a po chwili przytula mnie tak mocno jak nigdy dotąd i ściska wszystkie złe uczucia, które władają moim ciałem. Moje serce bije jak oszalałe, a umysł przestaje pracować, kręci mi się w głowie i jest mi zimno, a on przytula mnie mocno i razem trwamy w tym uścisku. Świat zapomina o naszym istnieniu. 
     


     I nagle deszcz przestaje padać. 



***

Hej, 
przed wami rozdział 11 :))
Jak widzicie opisałam urodziny
Fede i nie wiem 
czy wyszło mi to dobrze czy źle xD
Jakoś tak chciało mi się opisać
Vilu pijaną więc to zrobiłam :P 
Mam nadzieję, że wam się
podoba ;)
Dziękuję za wszystkie komentarze
pod poprzednim.

Believe ;*